banner ad

Prof. Bartyzel: Jak Meksykanie obronili wiarę — wywiad dla „Naszego Dziennika”

| 20 maja 2015 | 0 Komentarzy

p.Jacek BartyzelSwoją najnowszą książkę dotyczącą dziejów ruchu narodowo-katolickiego w burzliwej historii Meksyku zatytułował Pan „Krzyż pośrodku Księżyca”. Co oznacza ta symbolika?

En el ombligo de la Luna – po hiszpańsku dosłownie „pośrodku Księżyca” – to inaczej nazwa Meksyku przetłumaczona z nahuatl. Krzyż pośrodku Księżyca symbolizuje więc tu integralność katolicyzmu i Kościoła z Meksykiem, wyraża tę prawdę, że Krzyż wpisany jest w tożsamość meksykańską od konkwisty, a co najmniej od objawienia, które św. Juan Diego miał w Guadalupe w grudniu 1531 roku.

W książce przedstawia Pan szeroki kontekst historyczny wydarzeń, które wstrząsnęły Meksykiem i w XX wieku doprowadziły do tego, że Kościół katolicki został tam faktycznie zdelegalizowany i stanął na krawędzi zagłady. Jak mogło do tego dojść w kraju, gdzie zdecydowana większość ludności była katolikami?

Doprowadził do tego bardzo długi proces, który właściwie trwał od początku niepodległości Meksyku. Rzeczywiście, ogromna większość Meksykanów to katolicy, ale życie polityczne w XIX wieku stanowiło domenę tylko elity, głęboko podzielonej na dwa obozy. Jeden z tych obozów bronił katolickiego charakteru państwa, przewodziła mu Partia Konserwatywna, a naprzeciwko stanął obóz liberalny zwalczający Kościół katolicki. Szale zwycięstwa między nimi przechylały się raz w jedną, a raz w drugą stronę. Obóz liberalny wspierała masoneria, szczególnie rytu York, zaszczepiona w Meksyku przez wolnomularzy z USA. To właśnie przy wydatnym udziale protestanckich Stanów Zjednoczonych w drugiej połowie XIX wieku w wyniku wojny domowej do władzy w Meksyku doszedł obóz liberalno-masoński, na którego czele stał Benito Juárez nazywany meksykańskim Robespierre’em. Za jego rządów doprowadzono do formalnej dekatolicyzacji państwa. Tzw. prawa Reformy wprowadzały szereg ograniczeń i represji w funkcjonowaniu Kościoła. Na przykład nastąpiła przymusowa kasata wszystkich zakonów męskich i prawie wszystkich żeńskich.

Ale najgorsze miało dopiero nadejść…

Tak, ale warto wspomnieć, że zanim to nastąpiło, po roku 1877, a więc w czasie 40-letniej faktycznej dyktatury prezydenta Porfiria Diaza, kiedy antykościelne prawa choć istniały nadal, nie były egzekwowane, katolicy mieli czas na złapanie nieco oddechu. Wówczas Kościół szybko odrodził się, powstały bardzo liczne stowarzyszenia, nastąpił rozwój intelektualny środowisk katolickich, a także dogłębna ewangelizacja ludu meksykańskiego. Gdyby nie to, później nie byłaby możliwa tak zdecydowana reakcja katolików, kiedy przyszły czasy totalnych prześladowań.

Jaką formę przybrały te prześladowania?

W 1910 r. wybuchła Rewolucja Meksykańska, która przerodziła się w niezwykle krwawą wojnę domową. Wtedy doszły do głosu najbardziej skrajne, jakobińskie, socjalistyczne, a nawet bolszewickie elementy. Uchwalona w 1917 r. konstytucja odbierała w zasadzie osobowość prawną Kościołowi i dekretowała walkę z nim na wielu płaszczyznach. Kapłani byli określani jako „ministrowie kultu”, posuwano się do wydawania tak absurdalnych praw jak to, że aby wykonywać zawód „ministra kultu”, należy być żonatym. Żadna organizacja czy stowarzyszenie nie mogły mieć w nazwie nawet śladu wyznaniowego charakteru. Noszenie symboli religijnych, nie mówiąc już o stroju duchownym, w przestrzeni publicznej było przestępstwem karanym grzywną czy więzieniem. Ze szczególną zawziętością niszczono konfesjonały jako narzędzia przestępstwa, a samą spowiedź traktowano jako urągającą wolności sumienia. Zabroniono nauczania religii nawet w szkolnictwie prywatnym. Represyjnemu prawu towarzyszył faktyczny, choć pozaprawny, terror. Mordowano katolickich duchownych i świeckich, podpalano kościoły, doszło do zamachu bombowego na bazylikę w Guadalupe. Na pewien czas wypędzono z Meksyku wszystkich biskupów. Apogeum tych prześladowań nastąpiło w 1926 r., gdy ówczesny prezydent Meksyku gen. Plutarco Elías Calles wprowadził do kodeksu karnego przepisy wykonawcze do konstytucji mające zadać ostateczny cios Kościołowi katolickiemu.

Reakcją wobec tych represji było zbrojne powstanie ludowe zwane cristiadą. Pochłonęło ono prawie 100 tys. ofiar, a powstańcy kontrolowali już prawie połowę terytorium Meksyku. Jednak mimo zawartego w 1929 r. — zdawało się — korzystnego dla cristeros porozumienia opór zbrojny nie przyniósł poprawy sytuacji katolików. Dlaczego?

Strona rządowa nie respektowała zresztą bardzo enigmatycznego porozumienia, jakie zawarła z dwoma biskupami, członkami Episkopatu Meksyku dążącymi do ugody za wszelką cenę. Po złożeniu broni przez powstańców w krótkim czasie zamordowano ok. 5 tys. z nich, w tym większość przywódców. W kolejnych latach wzmogły się administracyjne represje wobec katolików, osiągając apogeum w latach 30., kiedy to do konstytucji wpisano, że edukacja będzie miała charakter socjalistyczny, zdefiniowany jako ateistyczny. Odtąd nauczyciele musieli składać ślubowanie, że będą zwalczać i wykorzeniać wszelkie przesądy i zabobony religijne oraz propagować aktywnie światopogląd naukowy. W niektórych stanach, bo Meksyk jest państwem federalnym, zaczęto wprowadzać elementy kultu masońskiego wprost do instytucji państwa. Dochodziło do takich kuriozalnych obrzędów jak ceremonie chrztów socjalistycznych, a dzieciom nadawano imiona w rodzaju Trotzkina, od komunisty Trockiego. W niektórych stanach zaczął obowiązywać zakaz kultu religijnego. Wprowadzono ustawowy wymóg, by w 16-milionowym Meksyku mogło pracować zaledwie ok. 300 kapłanów.

W obliczu tych restrykcji jeden z dwóch hierarchów, którzy zawierali rozejm z Callesem, napisał w liście do papieża Piusa XI, że Kościół w Meksyku umiera. W kolejnej encyklice skierowanej do Kościoła meksykańskiego Nos es muy conocida [„Dobrze jest nam znana”] Papież stwierdził, że w sytuacji tak okrutnej tyranii opór zbrojny jest uprawniony, choć wcześniej dystansował się wobec powstania cristeros. Doszło nawet do tzw. drugiej cristiady, ale to powstanie miało już bardzo ograniczony zakres. Ostatniego cristero zabito w 1941 roku.

Przypomina to trochę historię polskich żołnierzy wyklętych walczących do końca w beznadziejnej sytuacji politycznej.

Najbliższym skojarzeniem byłaby tu walka Narodowych Sił Zbrojnych, które podobnie jak cristeros miały charakter katolicki i narodowy zarazem.

Katolicyzm meksykański musiał być niezwykle żywotny, skoro ani upadek powstań, ani nasilenie represyjnego prawa nie załamały ducha jego wyznawców.

Tak, w tej sytuacji rodzi się nowa koncepcja przetrwania Kościoła w Meksyku — synarchizm — który jest głównym tematem mojej książki. Jest to kontynuacja cristiady, ale nie przez walkę zbrojną, lecz przez stworzenie ruchu o charakterze obywatelskim, którego uczestnicy gotowi nawet na męczeństwo tworzą swego rodzaju „Milicję Ducha” organizującą opór cywilny. Synarchizm wyrósł z ruchu konspiracyjnego powstałego po upadku cristiady w celu organizowania oporu cywilnego katolików przede wszystkim przed ateizującą edukacją. Konspiracja ta na zasadzie wyjątku została zaaprobowana przez hierarchię kościelną, z reguły niepochwalającą organizacji tajnych. Zresztą konspiratorzy składali przysięgę, że będą posłuszni tylko tym rozkazom swoich dowódców, które nie stoją w sprzeczności z wiarą i moralnością katolicką. Za formalny początek synarchizmu trzeba uznać moment, gdy w maju 1937 r. w jednej z sekcji tajnej katolickiej organizacji o nazwie Baza podjęto decyzję o przejściu do działalności jawnej, przyjmując nazwę Unión Nacional Sinarquista, czyli po polsku Narodowy Związek Synarchistyczny.

Jak do tego doszło, że w dość krótkim czasie ten jawny ruch osiągnął wielki sukces?

Z tym wielkim sukcesem sprawa nie jest tak jednoznaczna. Oczywiście powstanie tak masowego ruchu, bo on błyskawicznie w swoim apogeum w 1941 r. osiągnął pół miliona członków — to było duże osiągnięcie. Ruch ten wykazał ogromną determinację w obronie kościołów i przywracania Mszy św. Organizował wielotysięczne, nie żywiołowe, lecz w pełni zdyscyplinowane — bo synarchiści byli umundurowani, ale nie uzbrojeni — demonstracje siły, które wpłynęły na ewolucję systemu. Co prawda w sferze instytucjonalnej czy prawnej niewiele się zmieniło, ale pod koniec 1938 r. ówczesny skrajnie lewicowy, wręcz komunizujący, prezydent gen. Lázaro Cárdenas del Río nieco złagodził antykatolicki kurs. Otwarto kościoły, zaprzestano represji za sprawowanie kultu. A za prezydentury Manuela Avili Camacho w 1941 r. złagodzono ustawę edukacyjną, z której wykreślono zapis, że oświata musi być socjalistyczna i zwalczać zabobony, choć pozostawiono, że ma przedstawiać światopogląd oparty na nauce. A więc taka elementarna wolność została przywrócona.

Czy to nie sukces?

Można w tym upatrywać pewnego sukcesu tej metody samoorganizacji społeczeństwa i pokojowego nacisku na władze. Ale synarchiści, tak samo jak wcześniej cristeros, stawiali sobie za cel rekatolicyzację Meksyku, a nie tylko przywrócenie w nim elementarnej wolności religijnej. A państwem katolickim i królestwem Chrystusa Meksyk nie został, więc odpowiedź na pytanie, czy osiągnęli wielki sukces, czy nie, zależy od przyjętego kryterium. Gdyby przyjąć kryterium minimalistyczne, to naturalnie tak. Państwo meksykańskie przestało być tak represyjne wobec katolików, a synarchiści to ostatni męczennicy za wiarę na ziemi meksykańskiej. Według różnych szacunków zginęło ich od 100 do 300, wraz z ich założycielem i przywódcą José Urquizą.

Jak można umiejscowić ten ruch na tle epoki, w której przyszło mu działać?

Synarchizm mieści się w nurcie ruchów autorytarnych, narodowych i katolickich, które powstawały w latach 30. nieomal na całym świecie. Najbliżej im było do hiszpańskiej Falangi, a ze względu na wysoki poziom mistycyzmu religijnego i kultu męczeństwa — do Legionu Michała Archanioła w Rumunii. Z tą oczywiście różnicą, że tamten był prawosławny.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Adam Kruczek

Za: Legitymizm.org

 

Kategoria: Historia, Jacek Bartyzel, Religia, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *