banner ad

Muszyńska: Fundamenty wśród ruin

| 5 stycznia 2018 | 0 Komentarzy

W 1948 roku, w warszawskim domu dla dzieci okaleczonych psychicznie, wychowanków poproszono o narysowanie domu. Jedna z dziewczynek, która spędziła dzieciństwo w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz, narysowała plątaninę okręgów, niełączących się ze sobą w żaden sposób. Zdjęcie, które wykonano w trakcie tworzenia pracy, przedstawia dziecko o nieobecnym wzroku, bazgrzące kredą po tablicy. Tereska ma upiętą na głowie kokardę – znak niewinności, ale jej twarz to obraz krzywdy, który może wywołać wyrzuty sumienia w każdym po dziś dzień, dlatego tylko, że jest człowiekiem. Zbiór niekształtnych okręgów – oto dom. Oto nicość.

Doświadczenie obozu koncentracyjnego prawdopodobnie nie ma porównania w żadnym innym możliwym okrucieństwie na ziemi. Być może, na szczęście – przynajmniej chwilowo nie jesteśmy w stanie dotknąć kolejnej ściany piekła. Dom jednak, symbol tak prosty, czuły i pewny, powoli zatraca swoje znaczenie. Przestaje być czytelny i dla każdego zaczyna oznaczać coś innego, a jakże często, zaczyna oznaczać nicość, czyli swoje zaprzeczenie. Dwudziesty wiek przyniósł nam okrucieństwo, dwudziesty-pierwszy – zobojętnienie. Jesteśmy oczami, wypalonymi przez wybuch wojny atomowej, oślepłymi, bo widzieliśmy już zbyt wiele.

Gdyby zestawić archetyp domu w polskiej kulturze, odnaleźlibyśmy przede wszystkim idyllę. Pan Tadeusz, powracający ze studiów w dalekich krajach i Jan Kochanowski, który w końcu odnalazł swoje miejsce w Czarnolesie. Może więc chodzić o dwie rzeczy: dom rodzinny, który się opuszcza, i do którego się powraca i dom, który tworzymy sami, a który także jest rodzajem powrotu. Powracamy przecież do czegoś, co pamiętamy, potrafimy odtworzyć to, co kiedyś nam pokazano. Poczucie powrotu do znajomego miejsca zawsze wiąże się z głębokimi emocjami. I tu pojawia się ta sama dwoistość. Z jednej strony jesteśmy starsi i widzimy dom z innej perspektywy, dorośliśmy, urośliśmy i możemy sięgać przedmiotów, które kiedyś były dla nas nieosiągalne. Z drugiej strony, być może, nie chcielibyśmy zachować wszystkich wspomnień, które wiążą się z miejscem i z ludźmi. Pojawia się więc melancholia, która jest uczuciem paranoicznym, zawiera w sobie ciągłą walkę umiłowania i zniechęcenia. Możemy widzieć tę samą rzekę, jako miejsce spotkań z pierwszymi przyjaciółmi i jako brzeg, nad którym widywaliśmy się z pierwszą osobą, która nas zraniła. Jest różą i kolcem, który wbija się w serce, z każdym rokiem bardziej dociskając arterie. Nie moglibyśmy jednak wyzuć się z emocji, o których przypomina dom. Nawet jeśli uciekamy w najdalsze strony świata, on o sobie przypomina, łapie nas w wąskich uliczkach i gotyckiej katedrze. Nie pozwala odrzucić tego, co nas stworzyło.

To właśnie dom jest przyczyną zagubienia. Właśnie dlatego, że, wydawać by się mogło, jest tak powszechny i pewny. Stało się tak, że ci, którzy znają jego prawdziwe znaczenie, znaleźli się w mniejszości. Dom jako dzieciństwo i dorastanie, miłość, opieka, ciepło i bezpieczeństwo – i pierwsze młodzieńcze tragedie. Zagubił się, a wraz z nim zgubiły się pokolenia. Dom, stojący na fundamentach, rozpadł się w szklany blok, bezduszny i przejrzysty. Ofiarami tej zapaści są dzieci, które teraz tworzą świat, w którym żyjemy. Otaczają nas straumatyzowane sieroty, nawet jeśli wydaje się, że mają matki i ojców. Jednak wzór rodziny, który tak mocno odciska swoje piętno na świętach Bożego Narodzenia, upadł, wraz z budynkiem, który miał zamieszkiwać. Świat jest wypełniony sierotami, ludźmi, którzy nie znają praw i zasad, którzy nie zostali wychowani, ani przytuleni, którym pokazano jedynie nicość. Jednak skoro przyroda nie znosi pustki, brak emocji, musiał zostać czymś zastąpiony. I został zastąpiony pokoleniami poszukujących, którzy odrzucają najprostsze odpowiedzi, bo nie mają w sobie dziecięcej naiwności. Jak wielkim jednak wzorem dla naszej kultury są dzieci – które są w stanie uwierzyć, gdy nas zjada dzień powszedni. To one są prawdziwymi bohaterami żywego chrześcijaństwa. To Chrystus Nowonarodzony.

Tereska nie dostała łatwego zadania. Narysowała to, co pokazał jej świat. Narysowała drut kolczasty i chaos. Jedno jest pewne – to my jesteśmy odpowiedzialni za nasze dzieci. Nawet jeśli nie widzieliśmy nigdy domu, musimy wiedzieć, że on jest. I musimy potrafić odnaleźć jego fundamenty wśród ruin.

 

Katarzyna Muszyńska

Kategoria: Publicystyka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *