banner ad

Kumor: Konstytucja to za mało

      polska Można śmiało powiedzieć, że tyle jest Polski, ile polskiej własności. Wszystkim nam, Polakom, marzy się silne, dobrze rządzone państwo, problem w tym, że w świecie rządzą interesy materialne. Bez polskiego kapitału, polskich przedsiębiorców, polskich korporacji, możemy sobie jedynie opowiadać bajki przy grillu i wspominać okresy dawnej chwały.

        Pierwsza Rzeczpospolita była Polską panów, polską właścicieli ziemskich – do tej kategorii zaliczało się prawie 10 proc. ludności zamieszkującej polski obszar geograficzny.         

        Druga  Rzeczpospolita była suwerenna także gospodarczo, bo wielkim wysiłkiem podnoszono polski przemysł, powstawały polskie marki.

        Trzecia Rzeczpospolita została zrujnowana przez utratę polskiej własności państwowej – jedynej, jaka po komunizmie się ostała, a którą oddano w obce ręce.

        Resztki zaś trafiły do rąk kompradorów – drugiego albo trzeciego pokolenia gauleiterów komunistycznej Polski przysłanych przez Stalina na czołgach.

        Za sprawą naszej historii często mamy tendencję do myślenia o sprawach polskich górnolotnie, bez zawracania sobie głowy pieniędzmi i interesem gospodarczym. Tymczasem pieniądz kupuje ludzi, idee i stanowiska. W Polsce ceny są niskie, wystarczy mieć  browar, by wstrząsnąć sceną antysystemową, wystarczy mieć miliard dolarów, aby ministrów traktować jak chłopców na posyłki. Takie jest życie, taki poziom polskiej polityki. Polskie korporacje odbudowują się powoli, polskie marki z trudem przebijają się na globalną orbitę. A na tym przede wszystkim powinien skupić się patriotyczny wysiłek. Dzisiaj sny o potędze, wspomnienie dawnej świetności bywają wykorzystywane do patriotycznego wzbudzania Polaków w cudzym interesie. Na terenie polskim działają siły globalne, obecni są poważni gracze. Niewiele jesteśmy w stanie im przeciwstawić. Gdyby przyszło co do czego, Niemcy są w stanie zamknąć gospodarczo pół Polski, a banksterzy przemielić złotego na szaro, robotnik najemny pracuje tam, gdzie mu więcej płacą – w Irlandii, Holandii czy RFN. Aby Polska była Polską, nie wystarczy pięknie śpiewać ze łzami w oczach, trzeba nie bać się wciskać między największych, trzeba ich podgryzać, wypierać, wykorzystywać jednych przeciwko drugim. Przede wszystkim zaś nie wiązać własnych nadziei z żadnym z nich. Łaska Pańska na pstrym koniu jeździ – zwłaszcza ta geopolityczna. Żyjemy w czasach globalnej przebudowy i podważania jednobiegunowego świata wymyślonego przez Amerykanów po upadku Sowietów; żyjemy w czasach wykładniczego wzrostu potęgi Państwa Środka. W tej grze nie ma sentymentów i nie ma przyjaciół, całe państwa traktowane są jak pionki, miliony ludzi padają pod bombami  podgrzewanych z zewnątrz konfliktów. Jeśli Polska nie będzie silna, zostanie tak potraktowana, użyta i porzucona. Popatrzmy na Bliski Wschód,  popatrzmy na Europę Zachodnią. Nie jesteśmy wyjątkowi. Amerykańskie plany wojenne, mimo „tradycyjnej przyjaźni z Polakami” i wielomilionowej diaspory polskiej w USA, zakładały nuklearne spustynienie PRL podczas atomowej wojny z Sowietami w  Europie. Dzisiaj w grach wojennych, jakie ćwiczy się w Waszyngtonie, tereny Polski i Białorusi również uważane są za obszar starcia z Rosją. Taki mamy klimat, taka jest geografia. Oto jeden z ćwiczonych scenariuszy: po jednej stronie Polska, Łotwa, Estonia, Litwa i Ukraina, wspierane przez USA, po drugiej Rosja i Białoruś. Czas trwania – 3 tygodnie. Straty polskie – 100 tys. Konflikt kończy deeskalacyjne   rosyjskie uderzenie jądrowe na warszawskie mosty, po którym strony siadają do rozmów pokojowych. Dobry scenariusz? Nie dla Polski. Jesteśmy więc tylko pionkiem, dlatego na wszelkie sposoby, tajne, jawne, legalne i te mniej, musimy zdobywać  siłę militarną i gospodarczą. Tylko po to, aby stawać się „droższym” pionkiem, podnosić cenę zagrywek odbywanych naszym kosztem.

        Krzepnie nowa polska elita trzydziestolatków. Młodzi Polacy widzą mechanizmy świata, w którym przyszło im żyć, wyrywają się z zaczadzonego kręgu poprzednich pokoleń wychowanych w izolacji demoludów. Polska odzyskuje swą dynamikę, zaczyna pewniej stąpać po europejskich salonach, zaczyna uczyć innych Europejczyków znaczenia słowa „nie”. Mimo to struktury władzy i instytucje państwa są nadal wątłe, nadal niewiele można. A gra idzie o to, by porządek przyszłego świata, jaki wykluwa się na naszych oczach, nie powstał kosztem Polaków; byśmy potrafili obronić swoje miejsce i swój sposób życia.

        Stawka jest olbrzymia, bo trą się płyty tektoniczne geopolityki, jeden z miniuskoków przebiega przez wschód Europy. Stany Zjednoczone chcą zagwarantować sobie poparcie Rosji w starciu z Chinami. W tym celu mogą nawet prowadzić z Rosjanami proxy-wojnę, jak to zrobili w Syrii. Ostatecznie bowiem – co otwartym tekstem stwierdził prezydent Obama: zmieniają się reguły gry, i Stany Zjednoczone, a nie Chiny, powinny je pisać.

        Nie oczekujmy, że polskie wysiłki odwracające desuwerenizację będą miały dobrą prasę. Wystrzegajmy się pochwał obcych. Jeśli chwalą, to znaczy, że czegoś chcą albo właśnie coś od nas uzyskali. Polski duch, sposób życia, wiara, dziedzictwo – polskość muszą wreszcie uzyskać pewny fundament, twardy grunt siły pieniądza i wojska, byśmy mogli po polsku kształtować tę część świata.

 

Andrzej Kumor

 

za:goniec.net

 

Kategoria: Andrzej Kumor, Ekonomia, Myśl, Polityka, Prawa strona świata, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *