banner ad

Kubiński: Własow – in memoriam

| 2 sierpnia 2018 | 0 Komentarzy

Pomimo faktu, że znajomość historii w Polsce systematycznie  się rozwija, postać Andrieja Własowa pozostaje u nas nadal raczej nieznana niż znana. Co nie przeszkadza oczywiście temu, aby była postacią nielubianą i stawianą w jednym rzędzie z takimi personami jak Bronisław Kamiński czy Oskar Dirlewanger. Także w swojej ojczyźnie nie traktuje się go inaczej, niż w kategoriach archetypicznego zdrajcy. Udało mi się znaleźć nawet artykuł, w którym autor, przeciwnik Borysa Jelcyna, próbuje zdyskredytować pierwszego prezydenta Federacji Rosyjskiej właśnie przez porównanie do przewodniczącego Komitetu Wyzwolenia Narodów Rosji. I zapewne wiele wody w Wiśle upłynie, zanim jego podkomendni przestaną być, w opinii żyjących w XXI wieku ludzi, dzikimi siepaczami, a staną się bojownikami o wolność i patriotami. Przede wszystkim należy jednak pozbyć się mentalności zerojedynkowej, każącej myśleć o szczególnie kontrowersyjnych postaciach jedynie przez pryzmat jednego wydarzenia. Cezurę stanowi tutaj oczywiście decyzja Własowa o objęciu przywództwa nad Rosyjskim Ruchem Wyzwoleńczym (ROD) latem 1942 roku. Skutkuje to zapominaniem o całokształcie postaci i spłycaniem tematu. Osoba tej rangi nie mogła być przecież jedynie bohaterem ani jedynie zdrajcą, o czym świadczy zawierający kawał historii Europy Wschodniej życiorys, w którym blask zwycięstw miesza się z mrokiem klęsk i niezrealizowanych planów.

Urodzony żołnierz

W zwalczaniu dziedzictwa generała Własowa zastosowano podobną taktykę, co w czasie dokonywania zbrodni na spuściźnie Roberta Brasillacha. Był to oczywiście atak na jedno z podstawowych dóbr osobistych – rzemiosło. Tak samo jak Brasillacha zaczęto opisywać jako kiepskiego pisarza i poetę, tak Własowa zapamiętano jako fatalnego żołnierza i karierowicza bez talentu, którego błędy spowodowały śmierć wielu żołnierzy Armii Czerwonej.  Jeżeli natomiast przyszłoby mi scharakteryzować Własowa przy pomocy jednego słowa, byłyby to zapewne słowo ,,żołnierz”. Losy Własowa są nierozerwalnie związane z armią, począwszy od powołania do wojska w 1919 roku, aż do śmierci w roku 1946. I pod tym względem stanowi przykład urodzonego wojskowego i prawdziwego profesjonalisty, bez reszty poświęconego swojej ojczyźnie (początkowo był nią Związek Sowiecki, dopiero później po prostu Rosja). Już po kilku tygodniach służby w Armii Czerwonej jego przełożeni dostrzegają w nim talent, co skutkuje posłaniem go na kurs oficerski. Trwa wtedy rosyjska wojna domowa, w której Własow staje po stronie czerwonych. Jako dowódca plutonu bije się na Ukrainie i nad Donem, na czele wydzielonego oddziału ściga machnowców i pospolitych bandytów. W czasach pokoju dowodzi kompanią, batalionem, następnie pułkiem, jest w stanie zreorganizować najgorsze jednostki w doborowe oddziały. Pod koniec lat trzydziestych nastaje czas podróży do Chin, gdzie doradza tamtejszym przywódcom – Czang Kaj – szekowi oraz Jeng – Si – szanowi w czasie wojny z Japonią. Nie jest jednak jedynie praktykiem, dał się poznać również jako dobry teoretyk wojskowości, który nie poprzestaje na zainteresowaniu klasykami (,,Dwie bite godziny mówił o Sworowie. Mówił jak o człowieku, z którym przeżył całe lata” – zanotował po spotkaniu z nim Ilja Erenburg[1]), fascynuje się także odkryciami nowych strategów i propagatorów broni pancernej, min. Guderiana i de Gaulle’a. Nie robi przy tym kariery kosztem prostych żołnierzy, których zawsze szanuje. Jego dewizą były w tym przypadku słowa: ,,Nie zamierzam was żałować, ja chcę was zachować”. (2)

Dzień 22 czerwca 1941 roku zastał go jako dowódcę 4 Korpusu Zmechanizowanego na froncie ukraińskim. W przeciągu kilku następnych miesięcy odznaczył się jako obrońca Lwowa, Kijowa, a w końcu Moskwy. Jego wojska pomimo braków w łączności i zaopatrzeniu wielokrotnie forsują pierścień okrążenia oraz stanowią forpocztę natarcia. Kiedy Własow walnie przyczyniał się do zwycięstwa w bitwie o Moskwę, zapewne nie przypuszczał, że już po krótkim czasie zawrze sojusz z jej niedoszłymi zdobywcami.

Zdradzony na bagnach

Na początku 1942 roku należał Własow bez wątpienia do grona najzdolniejszych oficerów Armii Czerwonej. Był już kawalerem kilku ważnych orderów ZSRR i Chin, posiadał przychylność Stalina oraz szacunek prostych żołnierzy, a w uznaniu dla swoich zasług został mianowany zastępca dowódcy bijącego się pod Leningradem Frontu Wołchowskiego. To był prawdziwy szczyt jego kariery i nic początkowo nie zapowiadało jej gwałtownego końca.

W czasie radzieckiej ofensywy zimowej na froncie północnym udało się za cenę olbrzymich strat wyrąbać trzykilometrowa wyrwę w niemieckim froncie. W lukę natychmiast pchnięto nowo sformowaną 2 Armię Uderzeniową, której zadaniem było natarcie w stronę Leningradu w celu przerwania oblężenia miasta. Była to formacja nie do końca przygotowana do prowadzenia działań wojennych, zwłaszcza w skrajnych warunkach rosyjskiej zimy. Atak wkrótce załamał się, a związek taktyczny utknął w samym środku pozycji wroga. Siły przeznaczone do otoczenia nieprzyjaciela same wkrótce znalazły się w okrążeniu, co nastąpiło 19 marca. Dwa dni później nasz główny bohater był już na polu bitwy, gdzie przejął bezpośrednie dowodzenie nad zagrożoną Armią. Siły, którymi dowodzić miał awansowany na generała porucznika Własow, znajdowały się już wtedy w opłakanym stanie, ostrzeliwane ze wszystkich stron i wycieńczone bitwą trwającą od stycznia 1942 roku. Siarczyste mrozy z początku batalii zastąpiła wkrótce rosyjska rastupica, a topniejący śnieg zamienił pole bitwy w śmiertelną pułapkę. Mimo tragicznej sytuacji aprowizacyjnej i strategicznej Własow podjął jednak rękawicę, kilkukrotnie rozrywając pierścień okrążenia. Rozkaz ewakuacji jednak nie nadchodził, a siły Armii Czerwonej topniały z każdym dniem. Strategiczny przesmyk trzymający armię Własowa przy życiu wielokrotnie przechodził z rąk do rąk. Kiedy dopiero w połowie maja miało dojść do zbawczego odwrotu, ratunek odwołał dowódca frontu Leningradzkiego – generał Chozin, który wciąż liczył na sukces operacji. Szturm na przesmyk wprawdzie rozpoczęto, jednak było już za późno na uratowanie wszystkich sił. Ostatnim żołnierzom udało się przebić 24 czerwca, po czym kocioł domknął się ostatecznie. 2 Armia Uderzeniowa właściwie już wtedy nie istniała, pozbawiona niezbędnych dostaw zaopatrzenia i świeżych sił. Tego dnia Własow wydał ostatnim pozostającym przy życiu podkomendnym rozkaz przebijania się małymi grupami.  Na całym obszarze walk dochodziło do dantejskich scen. ,,Zaczęła się agonia wśród nieustannych walk, bezmyślnego brodzenia po lesie. Spychani z dróg, grobli leśnych, z suchych wzniesień w wieczną pluchość po kolana, tonęli w bagnach. Niezliczone trupy zaścielały las. Paliło już czerwcowe słońce. Słodkawy smród rozkładu wypierał zapach żywicy i wilgoci, unosił się nad puszczą nieustającym wyziewem. Tłusty, lepki smród padła, przenikliwy, zdawał się mieć swój własny kolor, jakby błękitnozielone tło nakrapiane cielistymi plamami. Wszechobecny, pobudzający wymioty. Chmury czarnych much walczyły o lepsze z chmurami komarów. Wronom ktoś powiedział. Zleciały się z całego obszaru źródeł Wołgi aż po  Onegę, wszystkie tu. Z resztek armii zaledwie 32 tysiące ludzi dostało się do niewoli żywcem. A gdzie ich dowódca, generał Własow?”(3).

Ten zdawał się zapaść pod ziemię, całkowicie zniknął na gęsto zalesionym terenie. Pod koniec czerwca bezpośredni przełożony Własowa – gen. Mierieckow, wysłał na teren walk pluton pancerny, który miał za zadanie odnaleźć zaginionego generała. Oddziałowi udało się nawet dotrzeć do ostatniej znanej lokalizacji sztabu armii, jednak nie znaleziono ani śladu po Andrieju Andriejewiczu. Krążyły słuchy, że sam Stalin kazał wysłać na teren kotła samolot z zadaniem przejęcia Własowa (wobec braku dostępnych lotnisk jest to jednak stwierdzenie wątpliwe). Do akcji poszukiwawczej włączyli się również czerwoni partyzanci, tak samo bez skutku. Jednak nie tylko towarzysze broni Własowa zapuszczali się wtedy do wołchowskich lasów. Niemcy także byli zainteresowani wzięciem do niewoli tak wysoko postawionego i uzdolnionego jeńca. Została zorganizowana obława na wielką skalę, niemieckie lotnictwo zrzucało na tereny niedawnych walk tysiące odbitek zdjęcia dowódcy 2 Armii Uderzeniowej. Wyznaczono wysoką nagrodę za wskazanie miejsca jego pobytu. Rozpoczął się prawdziwy wyścig.

Mało wiemy o tym, co faktycznie działo się z naszym głównym bohaterem w owym czasie, przypuszczam natomiast, że ten krótki epizod skrywa w sobie, używając terminologii literackiej, prawdziwą przemianę bohatera. Ostatni etap życia generała na służbie komunizmowi sprawił, że on sam stał się ofiarą systemu, któremu tak wiernie służył przez ponad dwie dekady, i którego represji udało się mu dotychczas uniknąć. W tym momencie było już jasne, że nawet będąca pupilkiem Stalina osoba nie znaczy nic w  systemie (nie mówiąc już o tłumie bezimiennych sołdatów). I tak w końcu padnie ofiarą rozgrywek personalnych, tarć na wyższych szczeblach i tragicznych w skutkach decyzji. Można ją wysłać w najtrudniejsze miejsce i odstąpić, niczym biblijnego Uriasza pod murami Rabby. Musiało to być szczególnie bolesne doświadczenie dla człowieka tak szanującego prostych żołnierzy, a których skazano na powolna agonię. ,,Wątpliwości naszły mnie z całą mocą. – piszę w swojej odezwie <<Dlaczego wstąpiłem na drogę walki z bolszewizmem?>> – Czy warto było dłużej przelewać rosyjską krew?”. Dalej pojawiają się słowa: ,,Czy bolszewizm, a zwłaszcza Stalin, nie są głównymi wrogami narodu rosyjskiego? Czy walka przeciw Stalinowi i jego klice nie jest pierwszym, świętym obowiązkiem każdego poczciwego Rosjanina? Tam na bagnach ostatecznie doszedłem do przekonania, że moim obowiązkiem jest wezwać naród rosyjski do walki o pokój dla narodu rosyjskiego , do walki o zakończenie krwawej, niepotrzebnej Narodowi Rosyjskiemu wojny toczonej w obcym interesie, do walki o stworzenie nowej Rosji, w której każdy Rosjanin czułby się szczęśliwy.”(4)

Włodzimierz Wysocki w swoim utworze poświęconym żołnierzom ROA zawarł słowa

,,nie my priedawali, eto nas priedali, 

priedali nas, priedali i nie raz”

(to nie my zdradziliśmy, to nas zdradzili, zdradzili nas, zdradzili i nie raz). Wydarzenia pierwszej połowy 1942 roku stanowią doskonały przykład jednej z owych zdrad.  Nie pierwszej i nie ostatniej.

Przeciwko Stalinowi, wbrew Hitlerowi

Z wyścigu po Własowa zwycięsko okazali się wyjść Niemcy. 12 lipca został on wreszcie wytropiony przez niemiecki oddział, kiedy ukrywał się we wsi Truchowieci. Ten krańcowo wykończony żołnierz był już zapewne zupełnie inną osobą od ruszającego na front kilka miesięcy wcześniej ulubieńca Stalina. Jedna z najważniejszych badaczy rosyjskiego ruchu wyzwoleńczego – Catherine Andreyev podaje wiele argumentów świadczących o tym, że nigdy nie był on całkowicie przekonanym komunista, a wątpliwości co do słuszności obranej drogi męczyły go już od dawna. Miał on wielokrotnie być świadkiem czerwonego terroru na terenie ZSRR. Na własne oczy widział wysiedlenia kułaków, jak również ciężkim przeżyciem musiało być dla niego doświadczenie wielkiej czystki lat trzydziestych, w wyniku której śmierć poniosło wielu jego kolegów po broni. Wątpliwości budziła w nim także przyjazna postawa ludności w stosunku do niemieckiego najeźdźcy w czasie kampanii 1941 roku. Doświadczenie porzucenia i skazania na powolną śmierć na froncie miało po prostu przelać czarę goryczy, która pozostawała wezbrana już od dłuższego czasu. Nie wiadomo z resztą co stałoby się, gdyby to bolszewicy jako pierwsi wytropili Własowa i z sukcesem przerzuciliby go na druga stronę frontu. Czy nie czekałby go los Dmitrija Pawłowa, dowódcy Frontu Zachodniego, którego oskarżono o spowodowanie klęski Armii Czerwonej w czerwcu 1941 i rozstrzelano?

Jeżeli wierzyć listowi ,,Dlaczego wstąpiłem…”, Własow trafił do niemieckiej niewoli już jako człowiek przekonany o konieczności zawarcia sojuszu z Niemcami w celu obalenia reżimu Stalina. Jak wynika z jego pism tamtego okresu, nie absolutyzował sprawy aliansu z narodowosocjalistycznymi Niemcami, natomiast uznawał je za siłę, która na chwilę obecną jako jedyna jest w stanie pomóc w obaleniu stalinizmu. W przekonaniu o konieczności podjęcia walki umacniały go liczne spotkania z niemieckimi przedstawicielami, a także rozmowy z wrogim wobec bolszewizmu towarzyszem niewoli – wywodzącym się z ukraińskiej arystokracji pułkownikiem Władimirem Bojarskim. Razem z nim zredagował Własow memorandum skierowane do dowództwa Wehrmachtu. Sowieccy oficerowie opisywali w nim m.in. powszechną dekompozycję porządku stalinowskiego oraz potrzebę utworzenia walczącej u boku Niemców armii rosyjskiej w celu uwolnienia Rosji spod obecnej władzy. Autorzy pisma nie zdawali sobie sprawy z tego, że kontaktujący się z nimi Niemcy nie należeli do grupy sprawującej władzę w Rzeszy. Problematyka wschodnia nigdy nie została należycie zrozumiana przez nazistowskie kierownictwo, co przełożyło się na całkowite zmarnowanie potencjału Własowa jako przywódcy antystalinowskiego ruchu oporu. Jedynie niektóre kręgi Wehrmachtu, Abwehry i Ministerstwa Spraw Zagranicznych próbowały zrobić cokolwiek dla sprawy rosyjskiej. Pasmo rozczarowań, jakie spotykały rodzący się rosyjski ruch wyzwoleńczy w ciągu jego krótkiego żywota, jest tematem zbyt obszernym, żeby zmieścił się w krótkim eseju. Niech o absurdalności całej tej sytuacji będzie świadczył fakt, iż sam Własow otarł się o wysłanie do obozu koncentracyjnego. Wszystko za sprawą partyjnego betonu, który nie chciał ani na krok odstąpić od ludobójczej polityki uskutecznianej na okupowanych ziemiach ZSRR. Jurgen Thorwald, niemiecki historyk, opisując te wydarzenia nawiąże do maksymy: ,,Jeżeli bogowie chcą kogoś ukarać, tego ślepotą darzą”. Własow ewidentnie padł ofiarą tejże ślepoty, ślepoty hitlerowców, którym rasizm odebrał rozum. Oskarżanie generała o działalność agenturalną wobec Niemiec powinny na zawsze zamilknąć w świetle dążeń nazistowskiej elity do usunięcia go na całkowity margines, a nawet do jego likwidacji. Płatni agenci nie unoszą się honorem, nie troszczą się o rodaków kosztem własnego bezpieczeństwa. Rosyjski historyk Borys Sokołow oskarża go dodatkowo o karierowiczostwo. Jego zdaniem decyzja Własowa o wypowiedzeniu posłuszeństwa Stalinowi była podyktowana faktem, że jako jeniec nie mógł liczyć na żaden awans po powrocie do ZSRR. Przeczy temu fakt, że generał nigdy nie stawiał kariery na pierwszym miejscu. Podczas pobytu w Związku Radzieckim nigdy nie brał udziału w życiu politycznym, a do partii wstąpił późno, dopiero w momencie, kiedy brak tego czynu mógł budzić podejrzenia aparatu bezpieczeństwa.

Teoretycznie przez ten cały czas istniała już walcząca u boku Niemiec jednostka rosyjska – Rosyjska Armia Wyzwoleńcza (ROA). Był to jednak tylko pusty skrót oznaczający setki małych oddziałów rozsianych na tyłach frontu, zajmujących się utrzymywaniem porządku i polowaniem na partyzantów. Byli to ochotnicy z okupowanej części ZSRR oraz jeńcy wojenni, których różnorakie motywy przyciągnęły na służbę niemieckiego Wehrmachtu. Własow i jego towarzysze z ROD nigdy nie chcieli się zgodzić na upokarzający status najemników. ,,Jestem wrogiem Stalina i obecnego rządu w mojej ojczyźnie. Nie jestem jednak gotów do jakiejkolwiek współpracy z panem, jeśli nie dowiem się wyraźnie, jaką rolę i los strona niemiecka wyznaczyła narodowi rosyjskiemu. Jestem socjalistą i rosyjskim patriotą;(…)” – miał powiedzieć w rozmowie z niemieckim oficerem Mielentij Zykow, główny ideolog ruchu wyzwoleńczego.(5) Sam Własow na spółkę z Bojarskim pisali już w pierwszym memorandum, że ich celem jest przewodzenie posiadającej konkretne polityczne cele armii rosyjskiej, a nie grupie wysługujących się Niemcom najemników. Nie znaczy to oczywiście, że lata 1942 – 1944 zostały spędzone bezczynnie. Własow przez ten czas podróżuje, odwiedza m.in Smoleńsk, Mohylew, Bobrujsk, Szkłów, a nawet Paryż. Wszędzie podtrzymuje na duchu ludność i żołnierzy wschodnich oddziałów, umacnia ich w nadziei, że jest możliwa Inna Rosja, bez stalinowskiej kliki, a ponadto zarządzana z Moskwy, a nie z Berlina. Ulotki propagandowe z jego podpisem są zrzucane na pozycje Armii Czerwonej, co wzmaga trwające, mimo rozczarowań co do niemieckiej okupacji, dezercje. Jego mowy wywołują entuzjazm tłumów, zdarza się, słuchacze przerywają kordon policji, by tylko zbliżyć się do człowieka, w którym widzieli prawdziwego męża opatrznościowego. Spotyka się z działaczami społecznymi i przedstawicielami cerkwi. W Dabendorfie pod Berlinem udaje się przy pomocy wywiadu niemieckich wojsk lądowych stworzyć ośrodek szkoleniowy dla rosyjskich ochotników, swoistą centralę ROD, w której szkolą się kadry przyszłej armii rosyjskiej. Większe inicjatywy, jak Komitet Rosyjski (zalążek kolaboracyjnego rządu, który nigdy nie przekroczył ram propagandy), albo Rosyjska Narodowa Armia Ludowa (jednostka w sile brygady sformowana na tyłach Grupy Armii Środek) okazywały się być jednak tyleż ambitne, co nieudane. Kiedy tylko nadzieja stawała się rzeczywistością, projekt torpedowali sami Niemcy. Nie przestaje dziwić zatem fakt, że jedną z grup szanujących postać Własowa są dzisiaj neonaziści, ponieważ mało kto doświadczył w swoim życiu tyle rozczarowań co do III Rzeszy, co właśnie ten generał.

Jedynie wąskie grono niemieckich opozycjonistów powstrzymywało go od porzucenia inicjatywy i powrotu do obozu jenieckiego. Do tej grupy należał człowiek warty odnotowania, kapitan Wilfried Strik-Strikfeldt, który wspierał ROD nie tylko ze względu na interesy Niemiec, ale również przez swoją szczerą sympatię do Rosji. Własow nawiązał także znajomość z wdową po oficerze SS – Adelheid Bielenberg, z którą (popełniając przy tym akt bigamii) ożenił się w kwietniu 1945 roku.

Za późno

Ruch wyzwoleńczy został dopuszczony do działania dopiero w roku 1944, a wsparcie przyszło chyba z najmniej oczekiwanej strony, bo od SS. Błogosławiący inicjatywę Własowa Himmler był zapewne ostatnią osoba, którą posądzono by o wznoszenie się ponad ideologiczne pryncypia z pobudek altruistycznych. Raczej był to rezultat chęci sięgnięcia po ostatnie rezerwy mięsa armatniego, do którego dostęp mógł mieć ROD. Była to druga połowa przedostatniego roku wojny, ostatnia chwila na uruchomienie inicjatywy. Sytuacja strategiczna w znawczej mierze odbiegała od optymistycznych dla Niemców prognoz z  początku wojny. W chwili, kiedy Własow nareszcie otrzymał zielone światło na rozpoczęcie poważnej działalności, Niemcy nie kontrolowali już ani piędzi rosyjskiej ziemi, na której można by prowadzić agitację i rekrutację. Jednak w dalszym ciągu na terenie Niemiec przebywały setki tysięcy Rosjan: więźniów obozów, robotników przymusowych i niedobitków z Osttruppen. Nie można było ich tak po prostu zostawić. Latem 1944 roku Własow odbył szereg spotkań z ważnymi osobistościami Rzeszy (m.in. z Himmlerem i Goebbelsem), którzy jak odmienieni zaczęli zwracać się do przedstawiciela niższej rasy jak do równego. Jeden raz broń prezentowała przed nim nawet kompania honorowa SS. Himmler miał się wyrazić o Własowie jako ,,V 100”, najważniejszym niemieckim tajnym orężu, który odmieni losy wojny na wschodzie. Było to oczywiste przecenienie człowieka, któremu pozwolono na działanie dopiero w warunkach upadku i który sam miał wyższe ambicje niż tylko bycie niemiecką tajną bronią.

14 listopada doszło do inauguracji ruchu. Na udostępniony przez władze protektoratu Czech i Moraw zamku na Hradczanach zjechały się setki działaczy antystalinowskich z całego obszaru wciąż kontrolowanego przez Niemców. Własow osobiście odczytał Manifest Praski, który ogłaszał powstanie Komitetu Wyzwolenia Narodów Rosji – politycznego organu reprezentującego ideały ROD. Nareszcie powstać miały także osobna armia – Siły Zbrojne KONR. Niezwłocznie przystąpiono do działania, tworzono zręby organizacji samego komitetu oraz armii. 28 stycznia 1945 roku do walki z bolszewizmem gotowa była już 1. Dywizja Sił Zbrojnych KONR, w drodze były dwie kolejne. To była armia z prawdziwego zdarzenia, z własnym wywiadem, kontrwywiadem i lotnictwem. Pomimo tragicznej sytuacji na froncie odezwy Własowa skłaniały dziesiątki tysięcy jeńców do zgłoszenia się do ROA, a na stronę niemiecką nadal dezerterują żołnierze Armii Czerwonej. W 1945 roku żołnierze Własowa uzyskali status armii sprzymierzonej, jedynie taktycznie, ze względu na sytuację strategiczną, podporządkowanej niemieckiemu dowództwu. Nikt nie łudził się w tym czasie, że dzięki niemieckiemu zwycięstwu uda się przejąć władze w Rosji. Ale stworzona organizacja miała potencjał, aby po upadku III Rzeszy kontynuować walkę w oparciu o państwa aliantów zachodnich. Nadzieje te okazały się być ostatnim w życiu Własowa rozczarowaniem. W maju 1945 roku Amerykanie odmówili jego żołnierzom wmaszerowania na swój okupowany teren. Kilkudniowe negocjacje z aliantami zawierają w sobie wiele podobieństwa z ostatnimi dniami 2. Armii Uderzeniowej, tyle samo tragizmu i beznadziejnej walki o przetrwanie. I po raz drugi wolnym osobom nie udało się uciec przed siłami historii. Nie udało się zagwarantować braku ekstradycji dla towarzyszących Własowowi żołnierzy, a ostatni wydany im rozkaz nakazywał to samo, co Własow polecił swoim podkomendnym 24 czerwca 1942 roku – rozejść się i przebijać się małymi grupami w nadziei na ocalenie. Już nie na wschód, a na zachód. 12 maja, pomiędzy godziną 14 i 15 generał został przejęty przez wydzielony oddział Armii Czerwonej. Trzy dni później trafił na Łubiankę, na którą systematycznie zwożono innych oficerów ROA. Proces bez udziału obrony, który rozpoczął się dopiero 30 lipca 1946 roku, potrwał jedynie dwa dni, a zarzuty stawiane oskarżonym były na tyle absurdalne, że nie powstydziłby się ich sam Camus. 1 sierpnia Andriej Andriejewicz Własow został powieszony wraz z jedenastoma towarzyszami. Prości żołnierze zazwyczaj byli wysyłani do łagrów, natomiast wielu oficerów zamordowano już w chwili pojmania.

Być może data wykonania wyroku została wybrana w taki sposób, aby pokrywała się z rocznicą wybuchu powstania warszawskiego. W polskiej martyrologii przyjęła się pamięć o służących w armii niemieckiej Rosjanach i Ukraińcach, którzy wzięli udział w tłumieniu insurekcji, dopuszczając się przy tym wielu brutalnych zbrodni. 3 sierpnia 1946 r. w gazecie ,,Polska Zbrojna” ukazał się nawet komunikat na temat egzekucji generałów ROA pod znamiennym tytułem ,,Kaci Warszawy zawiśli na szubienicy”. Sam Własow ani nikt z jego współpracowników nie miał oczywiście nic wspólnego z tym wydarzeniem, a Powstanie Warszawskie upadło zanim Własow mógł się pochwalić jakimikolwiek kompetencjami.  Zresztą karty historii pokazują, że sami podkomendni Własowa raczej ratowali cywilów, a nie ich mordowali. W maju 1945 roku jednostki KONR faktycznie wzięły udział w działaniach zbrojnych innego powstania – praskiego, kiedy to zwrócili broń przeciwko pacyfikującym czeską stolicę Niemcom, czym uratowali ludność przed represjami. Józef Mackiewicz, jeden z niewielu Polaków, którzy zdobyli się na obiektywizm w sprawie Własowa, opisuje również przypadek, kiedy to w czasie marszu przez Czechy żołnierze ROA napotkali kolumnę więźniów obozu koncentracyjnego. Podczas gdy strażnicy zaczęli strzelać do prowadzonych przez siebie ludzi, doszło do wymiany ognia pomiędzy esesmanami a własowcami.

Jest we Własowie kierżeński duch

Już pobieżne zapoznanie się z postacią Własowa prowadzi do refleksji, że nie mamy tu do czynienia z pospolitym kolaborantem i karierowiczem. Persona ta jest bardzo wielowymiarowa i wymaga szerokiej interpretacji. W sensie politycznym Własow to przede wszystkim przedstawiciel zupełnie nowej siły. Wyróżnikiem na tle wielu innych działaczy antybolszewickich jest tutaj okres jego dwudziestotrzyletniej służby wojskowej w ZSRR, co na ogół uznałoby się za coś świadczącego raczej na jego niekorzyść. Heglowskie przezwyciężenie miało jednak odbyć się tutaj nie poprzez całkowite odrzucenie, ale przez wchłonięcie. Własow wywodził się z rodziny ubogich chłopów, kiedy wstępował w szeregi Armii Czerwonej zapewne nie był obojętny wobec sprawy czerwonych, których głównym postulatem było przyznanie ziemi mieszkańcom wsi. Biali Rosjanie przez długi czas nie wypracowali żadnego programu społecznego, a komuniści wydawali się być jedyną nadzieją na poprawę sytuacji chłopstwa. Było to oczywiście złudzenie, ale zauważenie tego faktu każe nam myśleć o Własowie jako o człowieku, który  starał się stawać po stronie rosyjskiego ludu, zarówno w roku 1919, jak i 1942. W czasie swojej działalności politycznej zawsze pozostawał wolny od prób restaurowania systemu panującego w Rosji przed 1917 rokiem, zamiast tego dążył do wypracowania nowych form. System, jaki zaproponował swojej ojczyźnie ROD, był pewną formą socjalizmu, jednak bez likwidowania tradycyjnych instytucji. Postępowe myślenie łączyło się tutaj z szacunkiem dla tradycji, co odzwierciedlało się we współpracy Własowa z metropolitami Serafimem i Anastazym. Zarówno sztab, jak i jednostki liniowe ROA posiadały swoich prawosławnych kapelanów. Z epizodu służby w Rosji Sowieckiej wyniósł natomiast pojęcie o państwie jako o zjednoczonym organizmie, a także niektóre postulaty bolszewickie z czasów rewolucji, jak oddanie ziemi chłopom i dążenie do zakończenia wykrwawiającej naród wojny. Wbrew pozorom takie łączenie ,,białego” i ,,czerwonego” nie jest podejściem niezdrowym, lecz jedyną możliwością zawarcia w sobie całej wewnętrznej treści Rusi, nawiązując do poglądów Władimira Karpca.

Własow był prawdziwym wyrazicielem rosyjskiego ducha, jego przywiązania do ziemi, szacunku dla ludu i tradycji. Jest to przykład człowieka, który zasługuje na miano zarówno wielkiego rewolucjonisty, jak i obrońcy dziedzictwa. Jeżeli ktokolwiek był w stanie uratować Rosję w latach II Wojny Światowej, to właśnie On.

 

 

Marek Pius Kubiński

 

Przypisy:

 

  1. Mackiewicz Jozef, Nie trzeba głośno mówić, Londyn 1993, s.231
  2. Tamże, s. 230
  3. Tamże, s. 234
  4. Andreyev Catherine, Własow i rosyjski ruch wyzwoleńczy, s. 174
  5. Thorwald Jurgen, Iluzja, Warszawa 2010, s. 96.

Kategoria: Historia, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *