banner ad

Kilijanek: Kilka słów o demokracji

| 9 września 2015 | 0 Komentarzy

demokracjaJedni nazywają ją nieco wulgarnie – „d***kracją”, inni elokwentnie – „stanem permanentnej awarii aksjologicznej”, a inni zwyczajnie, zgodnie ze stanem faktycznym – czyli „rządami motłochu”. Niezależnie od nazwy mamy do czynienia z czynnikiem bardzo ważnym i zajmującym już mocno określone miejsce w świadomości (a może nieświadomości?) mieszkańców całego świata.

Zdarzyło się w Grecji i nie tylko

Pewnie wielu dzisiejszych demokratów sądzi, że ich mądry i sprawiedliwy system powstał niedawno, w najjaśniej oświeconym wieku XX w wyniku wzrostu świadomości obywatelskiej ludu, dotąd ciemiężonego przez wiecznie żądny złota kler i wiecznie żądnych krwi swoich poddanych, monarchów. Otóż nie, drogi demokrato. Demokracja jest bardzo stara i zdążyła się już dać we znaki różnym ludom. Powstała w greckich polis, kilka wieków przed Chrystusem i przybrała obłędny charakter, po części znany z naszych czasów. Należy jednak uczciwie przyznać, że starożytna demokracja zachowywała niektóre elementy zdrowego rozsądku (np. nie każdemu przysługiwało prawo głosu), których brakuje dzisiejszej formie tego systemu. Zmieniły się środki przekazu i manipulacji, ale głupota pozostała ta sama. Także w Polsce kilka wieków temu pewna jej forma już była i jak nie trudno zgadnąć, nie sprawdziła się. Demokracja, gdziekolwiek wsunie swoje obślizgłe macki, tam zostawia podziały i nieporządek.

Demokracja jest żerowaniem na niewiedzy

Demokracja dzisiejsza jest systemem stojącym na zupełnie błędnych założeniach. Pozwalanie ogółowi obywateli, nawet karanym, na wybieranie rządzących opiera się na przekonaniu o kilku sprawach: że każdy z głosujących zna się na polityce; że wie co postuluje i co zrobi kandydat na którego głosuje lub chociaż czy jest godny zaufania; że każdy głosujący kieruje się zasadą dobra wspólnego i racji stanu; oraz że ludzie, którzy organizują wybory uczciwie podchodzą do sprawy. Aby demokracja się udała muszą być jeszcze niezależne, albo zależne ale uczciwe media, nieuciekające się do manipulacji celem przeforsowania kandydata, który danemu medium się opłaca. Problem w tym, że te założenia są możliwe do spełnienia tylko w jakiejś utopii. Rzeczywistość różni się od tych założeń jak dzień od nocy.

Nie jest przecież żadna tajemnicą, że mało kto zajmuje się polityką na tyle, aby wiedzieć jaki wpływ na sytuację państwa będzie miało wybranie kandydata A lub kandydata B. Przeciętny Kowalski nie wie, i nawet mu z tym dobrze, jaki program ma dana partia polityczna. Kto wie i mu powie? Media. A Kowalski pójdzie zagłosować.

Nawet jeśli Kowalski, Schmidt czy De Vries dowie się co postuluje kandydat, to wcale nie musi tego rozumieć. Postulat ekonomiczny może zrozumieć ekonomista Kowalski, polityczny – politolog Schmidt, a wojskowy – generał De Vries. Jednak Co zrobi biedny generał z postulatem wprowadzenia euro, Kowalski z pomysłem kupienia samolotów bojowych, a Schmidt z deklaracją o ograniczeniu emisji dwutlenku węgla? Wiele z kwestii dyskutowanych w rozmaitych izbach wysokich i niższych wybiega daleko poza wiedzę ogólną, na której posiadanie można liczyć w przypadku dużej części społeczeństwa. Wyborcy nie mają szans na dokładne zorientowanie się w tych sprawach, a muszą przecież na kogoś zagłosować – demokracja zobowiązuje. Więc na kogo głosować? Kto wie i im powie? Media. A Kowalski, Schidt i De Vries zagłosują.

Kowalski nie zna też osobiście kandydata, na którego głosuje. Widzi go w telewizji, słyszy w radio i to wszystko. Nie da się na tej podstawie stwierdzić jego wiarygodności. Nie da się mu zaufać, aby móc założyć, że ten człowiek spełni to, co obiecuje. Ale może jest ktoś kto go zna i podpowie czy jest on godny zaufania? Kto wie czy głos oddany na tego kandydata nie będzie strzałem w stopę? Kto wie i wyborcom powie? Media. A Kowalski zagłosuje.

Demokracja musi odejść

Demokracja to nie tylko „stan permanentnej awarii aksjologicznej” ale też „rządy służb i lóż”. Nawet na podstawie afery podsłuchowej można dojść do wniosku, że rząd ma władzę póki „Ktoś” chce. W pewnym momencie znajdą się taśmy, dokumenty, stonogi lub seryjni samobójcy, którzy z łatwością nadają nowy kierunek biegowi spraw publicznych. Mimo to, tak wielu jest przekonanych, że demokracja działa świetnie, tylko kelnerzy w Polsce miewają czasem fantazję iście ułańską…

Demokracja nie udała się jeszcze nigdzie i udać się nie może. Bazując na błędnych założeniach, musi doprowadzić do katastrofy. Nie ma sensu próba demokratyzowania na siłę, uczenia się demokracji od państw, które rzekomo są na wyższym poziomie. Nie ma sensu wmawianie ludziom, że wszyscy są równi i głos każdego obywatela waży tyle samo. Każdy zdrowy na umyśle człowiek widzi różnicę między wykształconym i uczciwym ojcem rodziny, a bandziorem; każdy zauważy różnicę między profesorem, a analfabetą. Niestety lokal wyborczy w czasie „święta demokracji” nabiera przedziwnych, magicznych wręcz właściwości wyrównujących. Przy urnie nie ma znaczenia co umiesz, kim jesteś i czy się nadajesz, ale to że jesteś w stanie postawić krzyżyk na karcie wyborczej. Klasyk głosi, że nie można nazywać normalnym systemu, w którym dwóch żuli spod budki z piwem ma więcej do powiedzenia w sprawie wyboru rządu niż profesor. Może czas już pomyśleć o odłożeniu demokracji do lamusa?

 

Karol Kilijanek

 

Kategoria: Karol Kilijanek, Myśl, Polityka, Publicystyka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *