banner ad

Natalia Segeń: „Getsemański sad. Powieść o św. Elżbiecie Romanowej”

| 13 stycznia 2018 | 2 komentarze

Natalia Segeń, pisząca pod pseudonimem Romanowa – Segeń, musiała przekopać stosy dokumentów i innych źródeł, bo wygląda na to, że powieść jest mocno oparta na faktach. Przeczytałam już kilka książek i obejrzałam filmy o księżnie Elżbiecie Romanowej, i książkę Segeń uważam za dobrą i rzetelnie napisaną. A trochę się obawiałam pobożnego naciągania faktów.

Wielka Księżna była żoną Siergieja Aleksandrowicza Romanowa, generał-gubernatora Moskwy. Po jego śmierci w 1905 roku z rąk komunistycznych terrorystów sprzedała majątek, założyła wielkie dzieło miłosierdzia w Moskwie i sama została pierwszą przełożoną powołanego przez siebie zgromadzenia zakonnego. W czasie wojny kilkakrotnie odmówiła wyjazdu z ogarniętej rewolucją Rosji, nie chcąc zostawiać sióstr i podopiecznych. Zginęła latem 1918 roku z rąk komunistów, razem z kilku innymi członkami Domu Romanowów, wrzucona żywcem do nieczynnego szybu w Ałapajewsku. Umarli tam z ran i głodu. Ekshumowana, po długiej tułaczce szczątków spoczęła zgodnie ze swoim życzeniem w cerkwi św. Marii Magdaleny w Jerozolimie. Jest świętą prawosławną. 

Wątek główny. Więźniowie spędzają ostatnie tygodnie życia w budynku szkoły, który jest ich więzieniem: Elżbieta, siostra Barbara i kilku członków Domu Romanowów. Jedzą, pracują w ogródku, modlą się, dyskutują i sprzeczają się. Czekają na spełnienie się losu i próbują organizować czas tak, by spędzić go konstruktywnie. Za towarzystwo mają kilku strażników – prostaków, przedstawicieli władzy, która utrwala w kraju nowy porządek. Jest "i straszno, i śmieszno". Straszno, bo Segeń przedstawia demolowanie państwa przez komunistów, i śmieszno, gdy opisuje ludzi, którzy sami nie wiedzą, w co wierzą, i są jak dzieci we mgle. Romanowowie, zwłaszcza Elżbieta i jej współsiostra Barbara Jakowlewa (która poszła z nią dobrowolnie na tułaczkę), próbują poznać strażników i zrozumieć, co ich przywiodło do służby dla Lenina. Nie widzą w nich zła, ale zagubienie. Gdy Elżbieta kończy szkicować portret Tichego, najgorszego ze strażników i opryszka, ten nie rozumie dzieła. No tak, widzi: to jest on sam, ale… ma dobre rysy i dobre oczy?! "Naród rosyjski to jest chore dziecko" – tłumaczy Księżna krewnym – "ono chorobie nie jest winne, a przecież gdy dziecko, chore, kochasz je nawet bardziej". Więźniowie podpytują strażników i sami cierpliwie odpowiadają na ich pytania. Cel krasnoarmiejców streszcza się w słowach: "Za cara rzeczywiście było lepiej i właściwie odpowiadał nam stary ład, ale my musimy walczyć o równość. Bij cara!" Tak mi się to kojarzy z pewnym współczesnym ruchem działającym na rzecz "wolności, demokracji i równości".

"Getsemański sad. Książkę o mniszce – męczennicy Elżbiecie Romanowej i ałapajewskich męczennikach" czyta się tak, jakby się oglądało sen. Akcja toczy się wolno, z minuty na minutę. Zamiast jednolitego toku, chronologicznego, mieszają się ze sobą wypadki dnia codziennego z życia więźniów w Ałapajewsku i epizody sprzed Rewolucji, wspomnienia księżny dotyczące ważnych wydarzeń z życia dworu i jej krewnych, a także wyjątki z prawdziwych listów. Sporo tam ulotnych drobiazgów, kształt kwiatów, zapachy i promienie słońca. Każdy jest ważny, bo wyraża uczucia bohaterki, porusza jej wspomnienia i prowokuje następny wątek. Jeszcze nie skończyła się jedna historia, a urywa się i rozpoczyna relacja wydarzenia sprzed ładnych paru lat.

Podstawowe fakty się zgadzają. Na ile znam historię księżny, sądzę, że Segeń wie, o czym pisze. Co do rozmów prywatnych, w cerkwi (gdzie z początku wolno było więźniom chodzić), ze strażnikami, wśród więźniów, wielce prawdopodobne, że są całkowicie zmyślone, chyba że zachowały się relacje komunistycznych rzezimieszków. Jeśli nawet są zmyślone, to napisane umiejętnie i z wyczuciem. W usta Księżny włożyła Segeń wiele słów wyrażających pokorę, przebaczenie i hart ducha. Mało z tym, nie lukruje postaci głównej bohaterki, opisując, jak niesprawiedliwie traktowała ona z początku Włodzimierza Paleya, tylko dlatego, że był nieślubnym synem Pawła Romanowa. Któryś ze współwięźniów sugeruje, że Elżbieta nie była idealną opiekunką dla dzieci Pawła z prawego małżeństwa, Marii i Dymitra… A księżna, jako jedyna w pełni świadoma, że przygotowuje się na rychłą śmierć,  rozmyśla, wspomina i zaczyna rozumieć. Jest już na granicy Ziemi i Nieba. To prawda, Ałapajewsk był, zgodnie z powieściowymi słowami Elżbiety, jej sadem getsemańskim.

Patrz także: https://pravoslavie.ru/88617.html

Aleksandra Solarewicz

"Гефсиманский сад: Книга о преподобномученице великой княгине Елисавете Феодоровне и алапаевских мучениках", Moskwa 2015

Tags: , , ,

Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Recenzje

Komentarze (2)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Danek Z. pisze:

    Jako konserwatywny Polak jakoś nie czuję sympatii dla tej moskiewskiej carskiej "męczennicy" ani jej rodziny. 

    Czy prawdziwy, nie udawany konserwatywny Polak w ogóle jest w stanie czuć taką sympatię?

    Nie wierzę też dzisiejszym moskwicinom kuszącym "przyjaźnią" i "słowiańskim braterstwem" ani "Polakom" garnącym się do Moskwy. 

     

  2. Że Moskale poszli swoją drogąJulia pisze:

    A ja, mimo konserwatyzmu, nie jestem zaślepiona moimi przekonaniami. Co oznacza, że uznaję iż cerkiew prawosławna może mieć również świętą – Elżbietę Teodorownę Romanowową. Że to nie moje, nie nasze klimaty? Ano prawda, ale… Ale car Mikołaj z rodziną i nadwornym lekarzem – to jednak raczej nie święci ludzie.

    Natomiast Elżbieta… – a niechże kościół prawosławny czci swoich świętych – u siebie. Nic im do nas, nic nam do nich. Dobrze jednak wiedzieć, że wśród Moskali są także święci. Może jest znacznie więcej świętych męczenników – ofiar rewolucji. Nic o nich nie wiemy, może warto byłoby cokolwiek… Zwłaszcza gdy mamy nadzieję iść do Nieba, a tam już nie będzie rasy, narodowości, statusu społecznego. Będą natomiast ci, którzy ponad wszystko umiłowali Boga Samego.

    Warto pamiętać, że kultura i tradycja bizantyjska zachowywana przez Ruś Kijowską, wpływała na religijność Europy południowo-wschodniej i środkowej. "Nasza" Czarna Madonna, bizantyńska Hodegetria, jest jednym z przykładów tego wpływu. Nie mówimy o "kuszeniu braterstwem", ale o realnych, wspólnych korzeniach – czy chcemy tego, czy nie chcemy. Że Moskale poszli swoją drogą? Tak samo jak Francuzi podczas Rewolucji. Do Francji też nas chyba nie "ciągnie", nie mniej – interesujemy się nadal historią Francji.

    Pod rozwagę – każdemu z "konserwatystów" (fanatyków).Jeszcze jedno – fanatyzm – słowo pochodzące od imienia greckiego boga Śmierci – Tanathosa. Wybierajmy Życie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *