banner ad

Dr hab. Paweł Duber: Bo „Słowacki wielkim poetą był”… Kilka uwag o reformie ustawy o IPN

| 5 lutego 2018 | 2 komentarze

Sprawa nowelizacji ustawy o IPN zdążyła jak widać podbić serca wielu odbiorców na całym świecie. No cóż, polscy celebryci powinni pozazdrościć kreatywności naszym parlamentarzystom, którym udało się stworzyć dzieło ciekawe, kontrowersyjne, wywołujące furorę na całym świecie… A tak poważnie: sprawa przeinaczania, a często wręcz celowego zakłamywania polskiej historii wywołuje zrozumiałe oburzenie (czasami aż się prosi o bardziej dosadne określenie). Niestety, do rozwiązania problemu zabrano się od jak najgorszej strony. Trudno mi zrozumieć, skąd wziął się podobny pomysł. Po pierwsze: zapis ustawy jest niejasny i budzi słuszne obawy o to, że może utrudnić wymianę poglądów na różne trudne tematy związane ze złożonymi stosunkami polsko – żydowskimi. Od kiedy to prokurator ma oceniać, czy dana książka jest naukowa? A jeżeli dojdzie do wniosku, że ma do czynienia z historycznym esejem lub pracą popularnonaukową, to co się dalej wydarzy? Dzieło to będzie już "podpadało" pod zapisy ustawy? Po drugie: w jaki sposób nasi ustawodawcy wyobrażają sobie pociągnięcie do odpowiedzialności redaktora gazety, dajmy na to w Tel Awiwie lub w Nowym Jorku? W rzeczywistości podobne przepisy pozostaną w dużej mierze martwą literą, a antypolska propaganda niektórych środowisk będzie kwitła w najlepsze…

Co więc należy robić? Otóż tak jak dotychczas reagować na każdy przypadek rozpowszechniania nieprawdziwych i oszczerczych wiadomości, przy jednoczesnym popularyzowaniu polskiej historii, pokazując w ten sposób prawdziwe oblicze tragedii, jaka wydarzyła się na ziemiach polskich podczas II wojny światowej. Należy także publikować książki i artykuły w języku angielskim, oddziałując w ten sposób na światową opinię publiczną. W tym momencie dotykam bardzo ważnego problemu polityki historycznej, do której w ostatnich latach przywiązuje się w Polsce dużą wagę. Świadczy o tym m.in. spotkanie zorganizowane 17 listopada 2015 r. w Belwederze z udziałem Prezydenta RP Andrzeja Dudy oraz wielu wybitnych naukowców i publicystów. Uczestnicy tej konferencji wskazywali oczywiście na konieczność prowadzenia przez państwo aktywnej polityki historycznej (polityki pamięci?), kładącej nacisk na określone zagadnienia z naszej trudnej, choć jakże bogatej przeszłości. Rzuca się jednak w oczy fakt, że spośród obecnych na sali osób tylko Wojciech Muszyński zwrócił uwagę na wspomnianą przeze mnie potrzebę większego niż dotychczas udziału polskich badaczy w światowym dyskursie historycznym, w którym są oni dotychczas niemal nieobecni. A bez tego trudno wyobrazić sobie jakiekolwiek skuteczne oddziaływanie na zagraniczną opinię publiczną.

Wymaga to jednak głęboko przemyślanych, długofalowych działań, a nie straszenia sankcjami karnymi, które nie tylko nic na lepsze nie zmienią, lecz wręcz pogorszą notowania naszego kraju na arenie międzynarodowej, nie tylko zresztą w odniesieniu do sporów o historię. Świadczą o tym łatwe do przewidzenia reakcje, z jakimi spotkała się wspomniana nowelizacja ustawy o IPN. Aktywna polityka historyczna jest w rzeczywistości częścią dyplomacji publicznej, posługującej się całą gamą „miękkich” środków oddziaływania. Innymi słowy – należy odwołać się do tzw. "soft power". W praktyce chodzi o przyciągnięcie uwagi poprzez nawiązanie aktywnego dialogu z historykami na całym świecie w celu przekonania ich do naszych racji, zgodnie ze starym powiedzeniem: „prawdziwa cnota krytyki się nie boi”. Niestety, inna droga nie istnieje, ponieważ w dzisiejszych czasach jakikolwiek z góry ustalony, jednostronny przekaz, przywodzący na myśl słynne stwierdzenie rodem z Gombrowicza – „Słowacki wielkim poetą był” – po prostu się nie sprawdza i jest z góry skazany na niepowodzenie. W celu przekonania się o tym nie trzeba zresztą sięgać do całkiem pokaźnej literatury poświęconej fenomenowi „soft power”, a wystarczy przyjrzeć się bliżej mechanizmom funkcjonowania otaczającego nas świata. Im szybciej nasi ustawodawcy to zrozumieją, tym lepiej dla nas wszystkich, a przede wszystkim dla prawdy, o którą przecież stale trzeba zabiegać. A dzięki wzajemnej wymianie poglądów możemy się do niej przybliżyć, nawet jeśli po drugiej stronie znajdować się będą historycy bardzo krytycznie nastawieni do Polski. Co więcej, nawet częściowe przekonanie ich powinno przyczynić się do odebrania choćby niektórych argumentów tym, którzy z antypolskiej retoryki uczynili sobie sposób uprawiania własnej polityki. Tym bardziej, iż w wyniku II wojny światowej miliony ludzi straciło życie, a ofiarami byli zarówno Polacy, jak i Żydzi, o czym NIGDY nie wolno zapominać.        

 

Dr hab. Paweł Duber

Kategoria: Historia, Myśl, Publicystyka, Społeczeństwo

Komentarze (2)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. ELzbieta KOnopinska pisze:

    NO tak i już się odezwal "obronca starego porządku"

    Takich mamy profesorów.

    Obrzydliwe. Owszem, ustawa jest niedopracowana zwłaszcza w tej furtce o "działalności artystycznej" co nie znaczy absolutnie ZE JEST NIEPOTRZEBNA!

    Ozy coś  MOZNA ROBIĆ? a MOZNA! wyrzucać z Polski korespondentów gazet piszących głupoty, organizować zbiorowe pisanie listów do nich (co juz robi "Reduta DObrego Imienia"   i naśladowac Żydów w ich jakże skutecznym nakładaniu kaganca na mowienie prawdy o ich postępkach

  2. Gierwazy pisze:

    Ognisty temat ostatnich wywołał także spory rezonans i na tym portalu. Cóż, o ile ogólnie zgadzam się z tym, co napisali pp. Eckardt i Jakubczyk, to brakuje mi w ich tekstach (gdzie indziej, tzn na innych internetowych stronach również) jednej rzeczy, która krzycząco dała znać po wybuchu tej dziwnej, mimo wszystko, afery. Mianowicie nieprawdopodobnego wręcz bęcwalstwa w prowadzeniu polityki zagranicznej, a pisząc dokładniej dobieraniu sojuszników (pod dobranych wcześniej wrogów, skądinąd) wszystkich postsolidarnościowych rządów, ze szczególnym wskazaniem na patriotyczną ponoć formację spod znaku Prawa i Sprawiedliwości. To niesamowite, że ta podła nagonka wyszła od państw, które mają niby być naszymi sprzymierzeńcami, czyli: Izrael (biorąc jego potencjał i położenie absolutnie egzotyczny sojusznik), Stany Zjednoczone (już po amerykańskich naciskach pierwszy minister, Morawiecki, dopomina się o zwiększenie liczebności wojsk jankeskich w Polsce!!!), Ukraina (samo wyniesienie do rangi bohaterów narodowych zbirów zabijających bezbronną ludność cywilną powinno dac impuls do izolowania takiego państwa, a gdy dodamy do tego, że chodzi o ludność polską…)

    Obudzeni z ręką w nocniku nasi rządzący bąkają teraz cosik o "dialogu" z "sojusznikami", "partnerami", a nawet, "przyjaciółmi"… Wszystko to przypomina Latający cyrk Monty Pythona. Niestety, śmieszne to nie jest, gdyż idzie o nasze państwo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *