banner ad

Danek: Duchowość – konserwatywna, modernistyczna, tradycjonalistyczna?

| 3 września 2018 | 7 komentarzy

Religijne zatem uczucie, które wybucha z ciemnych głębin podświadomości, zarodkiem jest całej religii, a zarazem powodem wszelkich objawów, które w jakiejkolwiek religii istniały albo istnieć będą.” – taki pogląd z pasją, a zarazem z powagą zwalcza św. Pius X w encyklice „Pascendi dominici gregis” z 1907 r. Encyklika ta została ogłoszona dla ukazania niebezpieczeństw modernizmu i potępienia go, toteż w kręgach tzw. „tradycjonalistycznych” katolików często traktuje się ją jako wykładnię i obronę konserwatywnego modelu religijności przed nowoczesnymi deformacjami. Ów konserwatywny model religijności rozumiany jest zaś wśród nich jako katolicyzm racjonalistyczny, system oparty na podstawach rozumowych. A widzicie! – zdają się mówić niektórzy „tradycjonaliści katoliccy”, z (mściwą) satysfakcją stukając palcem we fragmenty encykliki takie jak zacytowany – Oto macie ostateczny dowód, że prawdziwa wiara to nie jakieś odloty w przestworza, tylko akt intelektualnej akceptacji nauk wyczytanych wcześniej w scholastycznym katechizmie, rozpisanym w punktach!

Ta dostrzegalna wśród różnych zwolenników (neo)scholastyki i (neo)tomizmu chęć poniżenia uczucia religijnego i bezwzględnego zgniecenia go w kieracie rozumu jest niezrozumiała i bezpodstawna. Nie zamierzam tu kwestionować, że kluczowe znaczenie dla zbawienia mają formalna przynależność do Kościoła katolickiego i wypełnianie pewnych sformalizowanych praktyk (obowiązek niedzielnej Mszy, przystępowanie do sakramentów). Ale religijność, która ogranicza się tylko i wyłącznie do tego, pozostaje właśnie formą, czyli czymś pustym. Sprowadza się do przestrzegania przepisów, nic jej nie ożywia, jest martwa.

Czego jej brakuje? Duchowości, czyli religijnego życia wewnętrznego. Rozwinąć w sobie życie duchowe pozwala dopiero uczucie religijne; a przynajmniej – ono otwiera do tego drogę najbardziej dostępną dla większości zwykłych ludzi. Nie przez przypadek o żarliwej religijności mówi się jako o rozgrzanym czy płonącym sercu. Gdzie ty tu ze swoimi płaskimi kopytami, rozumie? To uczucie religijne unosi nas do Boga. To ono pozwala nam dobrze przeżyć Mszę świętą, docenić wielkość tej najświętszej Ofiary i uwielbić najwyższego Kapłana, który ją na naszych oczach z Siebie składa – zamiast tylko stać, patrzeć i recytować. To uczucie religijne, czyste i wzniosłe, jest najprostszym sposobem, aby dusza mogła połączyć się ze swoim Stwórcą.

Uczucie religijne wydobywa się z głębokich warstw duszy. Encyklika wspomina je pod niezbyt szczęśliwą nazwą „podświadomości”, aczkolwiek nie jest to określenie Piusa X – święty papież wyraźnie zaznacza, że pojęciem takim posługują się sami moderniści, ponieważ wzięli je z języka nowoczesnej nauki. Stosowanie w tym kontekście terminu „podświadomość” krytykowali nawet autorzy niekatoliccy, tak skądinąd różni, jak Carl Gustav Jung, Julius Evola czy Mircea Eliade. Mógłby on być uznany za trafny w odniesieniu do niższych funkcji psychicznych, związanych z biologicznym funkcjonowaniem ustroju cielesnego człowieka, a przez dawniejszych filozofów opisywanych jako dusza wegetatywna i dusza animalna. Z pewnością jednak trafny nie jest w odniesieniu do wyższych elementów ludzkiej psychiki, bardziej oddalonych od ciała i uczestniczących w życiu religijnym człowieka, a zwłaszcza w najważniejszej części życia religijnego, czyli w życiu duchowym. U większości ludzi owe głębokie warstwy duszy najczęściej drzemią jednak uśpione i trzeba umieć je uaktywnić, dotrzeć do nich w sobie samym, odnaleźć je pod pokrywą naszej zwyczajnej świadomości, używanej w życiu codziennym i wplątanej w jego banalne sprawy. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że wielkie dzieła katolickich mistyków to poradniki czy przewodniki, objaśniające, jak aktywować te głębokie warstwy duszy i uwolnić bądź pobudzić wydobywające się z nich uczucie religijne. Za przykłady niech posłużą „Ćwiczenia” św. Gertrudy z Helfty, zwanej Wielką (1256-1302), pisma bł. Jana van Ruusbroec (1293-1381), „Księga Mądrości Przedwiecznej” bł. Henryka Suzo (1295/1297-1366), „Teotym, czyli traktat o miłości Bożej” św. Franciszka Salezego (1567-1622) czy – nomen omen – „Przewodnik duchowy” księdza Miguela de Molinosa (1628-1696).

Środowiska przeświadczone, że poza perypatetyckim („trydenckim”) stylem katolicyzmu nie ma zbawienia, uważają to przeświadczenie za wizytówkę „tradycjonalizmu”. Tymczasem model religijności oparty na uczuciu religijnym jest bardziej tradycyjny od modelu religijności sztucznie zracjonalizowanej (i historycznie wobec niego uprzedni). Kto nie wierzy, niech się przypatrzy wiejskim wspólnotom religijnym, zarówno tym dawnym, jak i współczesnym. Trudno o przykład większego konserwatyzmu w sprawach religii, niż parafia na wsi. Scholastyka czy filozofia tomistyczna są tam nieznane, za to jak gorące bywa uczucie religijne! W istocie, można ani raz w życiu nie słyszeć o tomizmie, a mimo to być dobrym katolikiem, żyć pobożnie i zostać zbawionym. Ale bez uczucia religijnego wydaje się to wątpliwe.

 

Adam Danek

Kategoria: Adam Danek, Myśl, Polityka, Publicystyka

Komentarze (7)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Masław pisze:

    Brawa, zwłaszcza za ostatni akapit. Ludzie którzy opierają się tylko na pismach róznych Doktorów Kościoła, często są podobni biblijnym faryzeuszom.

    W Kościołach są miejsca na różne duchowości i różne intelektualne podstawy. Można być zafascynowanym św. Augustynem, można św. Tomaszem. Może do nas przemawiać św. Jerzy, może i św. Franciszek.

    Tzw. "tradycjonalistom intelektualnym, tak oczytanym w róznych uczonych pismach ucieka przede wszystkim jedno. Wiara i opieranie się na Biblii. Oni opierają się na interpretacjach. A przecież nauka Jezusa u źródeł była prosta.

  2. Skanderbeg pisze:

    Brawo. Kościół to nie tylko Tomasz, scholastycy i różni Doktorzy Kościoła. Część tradycjonalistów, niby taka oczytana, a zapomina o najważniejszej księdze do rozważania, a mianowicie Biblii. Wolą różne interpretacje i formalizm. Nauka Jezusa była prosta i uderzała w sformalizowany judaizm. Tak jak buddyzm uderzył w kastowy hinduzim.

    Kościół to nie tylko racjonalizm, ale też mistycyzm. Ktoś może podziwiać św. Jerzego, ktoś inny św. Franciszka. Ktoś Augustyna, ktoś inny Tomasza. To wszystko jest uprawnione.A część tzw. tradycjonalistów uważa, że ważna jest tylko tradycja intelektualna i racjonalna.A przecież bez wiary ludowej, Kościół by nie istniał jako wielka instytucja. Tradycjonaliści często przypominają biblijnych faryzeuszy. Ciekawe, czy ten komentarz również zablokujecie. Cóż, tak jest łatwiej, niźli polemizować.Ale to oznacza też brak wiary we własne argumenty i po prostu brak odwagi.

  3. Redakcja pisze:

    Sznowny Panie Skanderbeg, Redakcja protalu nie blokuje komentarzy jeśli nie są wulgarne, bądź w ostentacyjny sposób nie drwią z wiary chrześcijańskiej czy Kościoła katolickiego. Życzymy miłego dnia. 

  4. Adsumus pisze:

    Dzień dobry.

    Można wiedzieć skąd pomysł, że konserwatywny model religijności to "katolicyzm racjonalistyczny"? Kościół naucza, że poznanie jest możliwe przez duchowość i wiedzę. Nie jedno albo drugie.

    Nie można być dobrym ktolikiem i nie znać przynajmniej katechizmu, czy credo tak jak dobrym kierowcą i nie znac przepisów ruchu drogowego.

    I na koniec,  encyklika nadal jest ważna. Odrzucenie, czy krytyka grozi anatemą.

  5. Mateusz pisze:

     Na uczuciu opierają swoją religijność zielonoświątkowcy, a nie katolicy. My mamy Fides et Rartio. Wiejskie wspólnoty są (były?) jakie są nie dzięki oparciu swojej wiary o uczucie, tylko dzięki pracy jaką włożyli duszpasterze z "czasów trydenckich". To, że niewielu z tych ludzi czytało Akwinatę nie oznacza, że ich duszpasterz nie przekazał im jego myśli.

    Tradycjonalizm w Kościele nie bierze się z traktowaniu litery prawa na sposób faryzejski, tylko na odwołaniu do autorytetu 2000 – letniego Magisterium, którego źródłem jest Jezus Chrystus. Ta postawa oburza się na niszczenie porządku, który był kształtowany od początku założenia Kościoła.

    Chrystus wśród żydów także głosił wypełnienie się Prawa, a więc się do Prawa odwoływał, czyli nie kazał pierwszym chrześcijanom wyłącznie wierzyć, ale także mieć na uwadze Prawo. Problem z żydami (potocznie utożsamiany z faryzeuszami) polegał na tym, że kurczowo trzymali się litery prawa, zapominając o korzeniach tego prawa, jego istocie i funkcji jakiej ma służyć, czyli w gruncie rzeczy o Bogu. Ten sam błąd popełniają do dziś – Talmud. Istota tradycyjnego nurtu na łonie Kościoła katolickiego jest zgoła inna.

    Wierni potrzebują interpretacji Słowa Bożego, nie wystarczy samo czytanie Pisma Świętego i "uczucie religijne". Tą interpretację dostarcza Magisterium i Tradycja Kościoła katolickiego. (włączając w to ryt mszy, jej podniosłość, język, gesty)

    O przykład większego konserwatyzmu niż na wiejskiej parafii wcale nie tak trudno. Zdecydowanie bardziej konserwatywnie wypadają wierni z Krakowa podczas Mszy Św. "trydenckiej" niż na wsi pod Krakowem, oparci o płot i wpatrujący się w przejeżdzające samochody.

  6. JK pisze:

    Oczywiście, że uczucie religijne jest ważną składową religii, ale utożsamianie duchowości resp. życia wewnętrznego z uczuciem religijnym to nieporozumienie. Uczucie, jak zresztą o tym pisze św. Pius X we wspomnianej encyklice, jest odpowiedzią na czynność wywołaną jakimś bodźcem intelektualnym lub zmysłowym. Uczucia towarzyszą raczej pewnym aktom woli / intelektu niźli są samodzielną składową życia – w tym wypadku religijnego. Podobnie zresztą stawia sprawę Gerson – zwolennik "mistyki afektywnej", według którego trzem władzom poznawczym – zmysłom, rozumowi (czyli władzy przeprowadzania wnioskowań) i intelektowi (władzy kontemplacji) – odpowiadają trzy rodzaje afektów, czyli pobudzeń do działania. Notabene, widać, że u niego 'affectus' ma szersze znaczenie niż nasze 'uczucie'. Nieporozumieniem jest również pewien sposób pojmowania rozumu, jaki towarzyszy nam od kilkuset lat. Bardzo trudno jest krótko wyjaśnić, na czym ono polega, więc może przykład: neoplatonicy przyjmowali dedukcyjny ideał wiedzy i dlatego bardzo interesowali się logiką i matematyką. Proklos (poganin) swoje "Elementy teologii" pisze na wzór "Elementów" Euklidesa. A zarazem ci sami neoplatonicy sądzili, że Jednię (ich odpowiednik Pana Boga) można poznać wyłącznie przez ekstazę mistyczną. Tyle moich zastrzeżeń.

     

     

  7. Soplica pisze:

    Odnoszę wrażenie że zdecydowana większość obecnych katolików nie rozumie słowa tradycjonalizm. Zazwyczaj ( jeżeli nie zawsze ) kojarzone jest ze skostnieniem, literalizmem i formalizmem. Niestety, pięćdziesięcioletnia propaganda "ducha posoborowia"zrobiła swoje i skutecznie wypleniła samodzielne myślenie :) A przecież nasza wiara opiera się na Ewangelii, Tradycji i rozumie. Protestanci wyrógowali dwa ostatnie człony opierając się na słowie pisanym i jak widać obecne "prądy" w KK podążają tym samym kierunku.

    Ile godzin spędzonych przed Najświętszym Sakramentem, ile różańców odmówionych i ile czasu postu aby zrozumieć że w tradycji i rozumie jest siła do pojęcia Ewangelii. Dzisiejszy człowiek zachłyśnięty syntetyczną i chwytającą za serce wiarą w Dobrego Boga nie ma szans "zaczerpnąć z tego naczynia".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *