banner ad

Danek: Cała wstecz!

| 19 marca 2018 | 0 Komentarzy

Świat ulega dziś przemianom szybszym niż kiedykolwiek wcześniej – to stwierdzenie należy do najbardziej wyświechtanych truizmów. Nikt już nie kontroluje kierunków, skali ani tempa zachodzących zmian. Spotęgowany do chorobliwych rozmiarów dynamizm współczesnej cywilizacji wywiera potworną presję na psychikę indywidualną i zbiorową. Świat ogarnęło szaleństwo, w sensie najzupełniej dosłownym.

Czy to jest powód do zmartwienia? Tak, ale również źródło nadziei.

Dlatego niech to szaleństwo rozwija się i pogłębia jeszcze szybciej. Niech płyty tektoniczne dzisiejszego globu trą o siebie z hukiem i upiornym zgrzytem. Niech całe stworzenie jeszcze donośniej jęczy i wzdycha w bólach rodzenia, usiłując wydobyć z siebie nowy, lepszy świat, który nigdy nie nadejdzie. Bardzo dobrze! „Im gorzej, tym lepiej.” Im szybciej ten świat pędzi naprzód, tym więcej ludzi, nawet tych o niespecjalnie szerokich horyzontach (a może zwłaszcza takich, najbliższych prawdziwego życia), dostrzega, że pędzi on na złamanie karku i w przepaść. Im bardziej szarżuje tak zwany postęp, tym więcej ludzi odczuwa, że zostali przez niego okpieni, rozwalcowani, wyrzuceni na mieliznę. I tym więcej ludzi chce odwrócenia biegu historii, zaczyna tęsknić do „starych, dobrych czasów” (różnie skądinąd definiowanych), czyli – staje się reakcjonistami. „Postęp” zawsze miał jedną wielką zaletę: produkował reakcjonistów.

Tak więc – bądźmy reakcjonistami. Weźmy przy tym w nawias prowadzony od lat, specjalistyczny spór o to, czym jest reakcjonizm, czy to to samo, co tradycjonalizm, czy ten ostatni musi oznaczać restauracjonizm i jak one wszystkie mają się do konserwatyzmu. Za dużo w tej dyskusji niepraktycznego kombinowania. Spróbujmy zdefiniować reakcjonizm bardziej emocjonalnie, niż uprawiać pojęciową scholastykę. Reakcjonistami w sensie pełnionej funkcji z reguły są ludzie, którzy wcale się za takich nie uważają. W ostatnich latach wiele mówi się o wzbierającej w Europie, największej od dawna fali nacjonalizmu. Ale czegóż chcą dzisiejsi nacjonaliści, jeśli nie powrotu do czasów, kiedy „było lepiej”, to jest do czasów świetności rozlatujących się teraz państw narodowych? Czego chcą tak dzisiaj głośni i aktywni dżihadyści, jeśli nie powrotu do pierwotnej ummy z czasów Mahometa? Nie bójmy się zatem i my być reakcjonistami.

Tak właśnie: odwróćmy się, no, powiedzmy, tyłem do nowoczesnego świata, do skłębionych konwulsji multikulturalizmu, transhumanizmu, urbanizmu, automobilizmu, kapitalizmu, racjonalizacji, standaryzacji, informatyzacji, cyborgizacji. Niech ten rozdygotany Ouroboros tandetnej gnozy nowoczesności pożera własny ogon, aż w końcu przegryzie sobie kręgosłup, po czym zdechnie wskutek udławienia i paraliżu. Jutro należy do nas, a prawdziwym jutrem jest wczoraj i przedwczoraj. Jesteśmy reakcjonistami, czyli tymi, którzy chcą ruszyć z posad bryłę świata i potoczyć ją do tyłu, do czasów, „kiedy życie miało sens”. Make the cosmic order great again.

Najbardziej oklepany zarzut naszych przeciwników głosi: czas nie płynie wstecz, biegu historii nie da się zawrócić. Oczywiście; kto czytał konserwatywnego historyka-filozofa Jacoba Burckhardta (1818-1897), ten wie, iż wszystko, co historyczne, jest względne, skończone i przemijalne i jako takie nie może się wiernie powtórzyć. Ale wie też od Burckhardta, że historia to nie linia prosta ani krzywa jednostajnie wznosząca się. Kto zaś czytał innego konserwatywnego historyka-filozofa, Robina George’a Collingwooda (1889-1943), ten wie, iż historia rozwija się „kapsułowo”: długofalowe procesy przemian schodzą często na poziom trudno dostrzegalny w średnim, czy tym bardziej w krótkim okresie (1). Teraźniejszość przechowuje z przeszłości więcej, niż się wydaje. W konsekwencji nierzadko zdarza się, że na arenę dziejów w sposób pozornie zaskakujący występują nagle zjawiska, wydawałoby się, zapomniane. Nawet jeśli ktoś nie wierzy, iż czas jest kołem, musi przyznać, że życie historyczne pozostaje o wiele bardziej skomplikowane, niż dialektyczny cep Hegla związany z trzech kawałków. Poszczególne zdarzenia i indywidualne przypadki nie powtarzają się w dziejach, ale ich typy czy wzory – w jakimś stopniu tak. Skoro nie wiemy, jakie wstrząsy i przewartościowania przyniesie światu przyszłość w perspektywie dwóch pokoleń, a nawet jednego, to na jakiej podstawie mamy wierzyć, iż monarchia należy do przeszłości, a demokracja będzie wiecznotrwała?

Nowe średniowiecze zapowiadane przez Nikołaja Bierdiajewa też nie miało być przecież prostym naśladownictwem starego. Ale ci, co czekają na nadejście nowego średniowiecza, powinni pamiętać, że stare zaczęło się od wielkiej wędrówki ludów; od upadku cesarstwa rzymskiego pod ciosami barbarzyńców, z początku osiadających na jego rubieżach, z czasem przenikających coraz dalej w głąb jego terytorium; od podboju Hiszpanii przez Maurów. I rzeczywiście, oto widzimy dzisiaj, jak wymierającą z wolna Europę zachodnią zasiedlają ludy przybyłe z dżungli i pustyń.

Trzeba tu podkreślić jeszcze jedno. Czy w czasach, gdy „przemija postać tego świata”, łatwo lub przyjemnie jest być chrześcijaninem? Bynajmniej. Dość sięgnąć po „Żywot św. Seweryna” spisany przez jego ucznia, opata Eugipiusza (2). To jeden z najlepszych portretów – skreślony przez naocznego świadka – owej epoki przełomu, kiedy świat starożytny stawał się światem średniowiecznym, ukazanej przez pryzmat losów granicznej prowincji rzymskiego imperium. Nad kartami księgi Eugipiusza unosi się swąd pożogi wzniecanej przez germańskie plemiona w marszu i majaczą widma pustoszejących miast, które przechodzą z rąk do rąk. Tytułowemu bohaterowi, św. Sewerynowi z Norikum (+ 482), nie ułatwiał życia w tych warunkach nawet fakt, iż z Bożego zrządzenia był on jednym z najpotężniejszych cudotwórców w ówczesnym świecie chrześcijańskim. W jakim więc położeniu musieli się znajdować zwykli ludzie tacy jak my?

Powrót jest konieczny, ale będzie dla nas próbą heroiczną.

 

Adam Danek

 

1. Zob. Robin George Collingwood, Autobiografia. Z dziejów mojego myślenia, przeł. Izabela Szyroka, Kraków 2013.

2. Eugipiusz, Żywot św. Seweryna. Reguła, przeł. ks. Kazimierz Obrycki, Kraków 1996.       

Kategoria: Myśl, Polityka, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *