Franciszek Brzozowski – Myśl Konserwatywna https://myslkonserwatywna.pl Tradycja ma przyszłość Fri, 01 Mar 2024 14:02:54 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.4.3 https://myslkonserwatywna.pl/wp-content/uploads/2020/04/cropped-cross-1-150x150.png Franciszek Brzozowski – Myśl Konserwatywna https://myslkonserwatywna.pl 32 32 69120707 Brzozowski: Triumf prawdy https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-triumf-prawdy/ https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-triumf-prawdy/#comments Tue, 05 Mar 2024 15:02:44 +0000 http://46.101.235.190/?p=22595 Dychotomia myślenia, ekspresowa polaryzacja i społeczna atomizacja łączą się i trwają w tym nierozerwalnym stanie, jako fundamenty ludzkiego losu w XXI wieku. Niemalże w każdej dziedzinie sięgamy po relikty starożytnych sofistów z domieszką oświeceniowego charakteru naszych pytań – charakteru li wyłącznie kauzalnego, zmieniającego optykę naszych dociekań. Miast pytać o celowość w sensie finalnym, pytamy o przyczynowość – o to „jak” osiągnąć nieosiągalne lub osiągnąć doczesne, skoro nieosiągalne nie istnieje. Ta zaburzona perspektywa filozoficznych rozważań zdaje się ujawniać głębokie niezrozumienie sensu naszych dociekań i całej fundamentalnej „obudowy”, których celem jest głęboka Prawda, a nie prawdy cząstkowe.

„Kimże jest człowiek i jakież jest jego znaczenie? Cóż jest jego dobre i cóż złem jego?” (Syr 18,8). Pytania te, stawiane od wieków, przestały zajmować współczesnych, a możliwe, że przestały również zajmować filozofów – tych, którzy winni dbać o rozkochiwanie się w mądrości, dbać o poszukiwanie odpowiedzi na zasadnicze pytania. Pytania, które „świadczą o głębokim rozumieniu istnienia ludzkiego, albowiem pobudzają rozum i wolę człowieka do poszukiwania w wolności rozwiązania, które mogłoby nadać życiu pełny sens” (Jan Paweł II, Fides et ratio). Odpowiedzi na te pytania są zawsze, bez względu na czasy w których żyjemy, miarą naszego zaangażowania we własne istnienie – im bardziej od nich uciekamy, tym bardziej bierni się stajemy. Vaclav Havel podsumował to w bardzo jednoznaczny sposób: „Tragedią współczesnego człowieka jest nie to, że wie on coraz więcej o sensie swego życia, lecz że coraz mniej zajmuje się tym pytaniem”. Jest to tragedia, która daje początek kolejnym, i niczym klocki domina doprowadza do bezsensownej śmierci lub jałowego życia.

Życia, w którym czujemy się nieszczęśliwi. Niespokojni. Niezadowoleni i sfrustrowani. Niesłusznie pewnie, a przede wszystkim czujemy się nieswojo. Wydaje nam się, że żyjemy własnym życiem, ale w rzeczywistości nie umiemy tego osiągnąć. Wierzymy, że kochamy, ale tak naprawdę nie potrafimy kochać. I choć te zdania jawią się jak prowokacja do sporu o nasz stan psychoduchowy, to w głębi duszy musimy przyznać, że bez solidnych fundamentów „prawdziwości” bardzo trudno jest nam osiągnąć stan przeciwny do wskazanego powyżej. Fundamentem tym jest z całą pewnością perspektywa z jaką patrzymy na nasze życie. Perspektywa, która nie wchodzi w dialog ze Złem, a swój kierunek poszukiwań wyznacza jednoznacznie – jest nim Prawda, która nadaje sens. Marcel Lefebvre wskazywał na nonsensy filozofii „dialogowej” – w której dialog staje się cnotą kardynalną, nawet za cenę negowania prawdy. Filozofii, których źródłem jest Protagoras z Abdery ze swoim egoistycznym sformułowaniem: „Człowiek jest miarą wszechrzeczy”, a jeśli chodzi o prawdę w tejże filozofii, to „wszystko jest mniemaniem” (Marek Aureliusz, Rozmyślania). Wchodzimy tym samym w przestrzeń, gdzie góruje wszechobecna tromtadracja relatywistyczna, gdzie dominuje postprawda i fałszywy obraz rzeczywistości materialnej i niematerialnej.

Zakończyła się epoka, w której dobitnie i bez wahania można powiedzieć krótkie credo (wierzę), a rozpowszechniła się na dobre epoka, gdzie podstawą każdego poznania staje się opinor (sądzę, mniemam). „Mimo to w życiu człowieka nadal o wiele więcej jest prawd, w które po prostu wierzy, niż tych które przyjął po osobistej weryfikacji. Któż bowiem byłbym w stanie poddać krytycznej ocenie niezliczone wynik badań naukowych, na których opiera się współczesne życie? Któż mógłby na własną rękę kontrolować strumień informacji, które dzień po dniu nadchodzą z wszystkich części świata i które zasadniczo są przyjmowane jako prawdziwe? Człowiek, istota szukająca prawdy, jest więc także tym, którego życie opiera się na wierze” (Jan Paweł II, Fides et ratio). Nie da się temu zaprzeczyć, tak samo jak temu, że wszechświat jest dla nas otwarty, racjonalny, kontyngentny, jest jednością, a rzeczywistość jest obiektywna.

Wszystko powyższe uzmysławia nam, jak dalece odeszliśmy od fundamentów ludzkiego poznania, jak bierni się staliśmy wobec zasadniczych pytań o sens naszego istnienia, jak łatwo wciągnęliśmy się w wielopłaszczyznową walkę, która roznieca filozofię „dialogowości”. Tę filozofię, która karmi relatywistów i samą siebie, która pozwala im triumfować w przestrzeń publicznej. Jeśli chcemy pomóc zatriumfować Prawdzie winniśmy jak najszybciej przystąpić do wychowania i wyedukowania pokoleń młodych ludzi, którzy z wielką tęsknotą oczekują, aż ktoś im powiem jaka jest prawda. Tęsknotą, która staje się już rozpaczą, a której nie dostrzegamy ze względu na nasze próżne mniemania i chęci tymczasowego wzbogacenia się – zawsze kosztem prawdy. 

 

Franciszek Brzozowski

 

 

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-triumf-prawdy/feed/ 1 22595
Brzozowski: Stat crux dum volvitur orbis https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-stat-crux-dum-volvitur-orbis/ https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-stat-crux-dum-volvitur-orbis/#respond Sat, 18 Mar 2023 12:00:06 +0000 http://46.101.235.190/?p=22892 Nie da się ukryć, że żyjemy w czasach powszechnej tęsknoty (desiderium), która wyrywa nas co jakiś czas z ram rzeczywistości, unosi gdzieś ponad nami i ponad innymi. Pochłania nas, pożera, jak każde inne pragnienie (desiderium). Jawi się często, jako eschatologiczne życzenie (desiderium), aby ukazać w końcu uniwersalne prawdy rządzące światem – tym skończonym i tym nieskończonym. Staje przed nami świat, w którym pojawia się kolejny gatunek – homo desiderium – człowiek tęskniący.

Żyjemy w czasach niezaprzeczalnego kryzysu naszej tożsamości, naszej świadomości, naszej psychologicznej i duchowej słabości (mimo tak dużych możliwości zbudowania solidnych fundamentów w tych dziedzinach). Przewiduje się, że do 2030 roku depresja znajdzie się na szczycie najczęściej występujących chorób – obecnie na tę chorobę cierpi 350 milionów ludzi. Cierpimy straszliwie, odnotowując wzrastającą liczbę prób samobójczych, zwłaszcza wśród nastolatków. W Polsce codziennie 15 osób podejmuje próbę odebrania sobie życia, w tym 11 osób robi to skutecznie. W Unii Europejskiej zajmujemy pierwsze miejsce, jeśli chodzi o samobójstwa mężczyzn. Cierpimy, gdy badania informują nas, że ¼ polskiego społeczeństwa w wieku produkcyjnym przynajmniej raz w ciągu swojego życia będzie musiała zmierzyć się z zaburzeniem psychicznym. Prawie 90 % Polaków skarży się, że co jakiś czas bywa zdenerwowane i rozdrażnione, 30 % twierdzi, że jest w takim stanie bardzo często. 50 % z nas przechodzi w ciągu roku tzw. depresje okresowe. Zaczynamy coraz częściej bać się życia, aniżeli śmierci – z daru stało się ono dla nas udręką. Biblijne „wszystko, co uczynił, było bardzo dobre” stało się dla nas wielką mistyfikacją – choć mniemam, że to my pozwoliliśmy sobie na stworzenie takiego świata, wrzucając Stwórcę w niebyt.

Moim celem nie jest nakreślanie teraz przyczyn tych smutnych faktów o naszym zdrowiu psychicznym, ani dokładne wyjaśnienie kim jest ów homo desiderium, bo każda jednostka posiada inny zestaw doświadczeń i inny zestaw pragnień – prócz tych metafizycznych, które wydają się uniwersalne dla całej ludzkości. Ważne jest także spojrzenie na politykę w kontekście powyższych faktów, spojrzenie na naukę (rozum), na naszą codzienność. Gdzie są autorytety czy instytucje, które miałyby wyzwalać w nas tęsknotę za czymś większym i ważniejszym od nas samych? – według Victora Frankla właśnie zaangażowanie w coś większego i ważniejszego od nas czyni nas szczęśliwymi. Może stan psychiki naszego narodu, naszej cywilizacji to stan największej tęsknoty za czymś większym od Nas, a zarazem stan poczucia bezsilności wobec Świata, który wydaje się nam tak okrutny i silny, że nie możemy nad nim nawet częściowo zapanować. Z braku i z nadmiaru zradza się w Nas naprzemiennie frustracja i tęsknota – tym gorzej dla nas, że ktoś nam ciągle chce powiedzieć za czym tęsknimy i kogo mamy winić za frustrację.

W tym stanie psychicznym, nie tylko w Polsce, społeczeństwo musi sobie radzić z problemami codzienności, z wyzwaniami przemian cywilizacyjnych oraz coraz mniej zrozumiałą polityką. To właśnie ta ostatnia zaczyna zawłaszczać sobie ludzkie dusze, kreując obrazy zmyślone, fałszywych wrogów i fałszywych proroków. Stopniowo zaraża swoją plemiennością, swoją wizją, swoim opisem rzeczywistości, coraz częściej odizolowanym od prawdy – zakłamanym. Ta zaraza zaczyna się wić po pnączach instytucji – od góry po najniższe szczeble administracji – wszyscy już mają wroga i wszyscy mają bohatera. A jeśli nawet nie mają bohatera, to przynajmniej wroga. Wroga zauważają już Ci, którzy mają za zadanie pokazywać prawdziwy świat – naukowcy, eksperci, nauczyciele. Oni też zostali zawładnięci manią określenia się w tej plemiennej bitwie. Nie dziwią już pytania o poglądy autorów książek czy publikacji naukowych – są one pierwszymi pytaniami, które pozwalają dokonać podstawowej stygmatyzacji. Ta stygmatyzacja przyjmuje różne formy. Od przestarzałego podziału na prawicę i lewicę, po kwestie etniczne, narodowe, kapitałowe, klasowe czy moralne. Jest to powolny proces odhumanizowania człowieka, które nagle staje się istotą niezmienną, związaną z jedną ideologią, partią czy innym konstruktem procesów stygmatyzacji – człowiekiem bezgrzesznym, bezbłędnym, niemal nieśmiertelnym narcyzem, całkowicie zamkniętym w swoim świecie, otoczonym przez tych, którzy myślą podobnie. Tym samym człowiek wydaje się być skazany na życie w zafałszowanym świecie – zamknięty w odmętach własnego „ja”, z dodatkiem tych, którzy temu „ja” nadają jakiś sens, jakąś wartość, jakąś cechę wspólną „naszemu plemieniu”.

Bezcelowa pogoń za światem indywidualistycznym, hedonistycznym i konsumpcyjnym nie przewiduje happy endu. Powoli kończą nam się idee, nasze intelektualne elity mają puste szuflady – nie ma tam nowych, świeżych programów politycznych – wszystko ma formę odtwórczego tworzywa. I chyba zapomnieliśmy, w tym naszym programie reformowania naszego „ja”, naszego poletka, że istnieją jeszcze wartości nadrzędne – unoszące się ponad nami, naszymi portfelami i naszymi „plemionami”. W związku z naszym głębokim pragnieniem wolności, naszej autarkii i powszechnej egolatrii, staliśmy się już wybrakowanym dziełem własnych rąk – śmiejąc się prosto w twarz historii i kulturze, prawdom, faktom i Duchowi – uznaliśmy religijność za najbardziej wstydliwy przejaw naszej egzystencji (bardziej wstydliwy, niż nasza nagość, seksualność, pruderyjność ukazywana tuzinem bezwstydnych spotów czy portali). Boga wsadziliśmy do klatki pełnej różnych idei, czasem wyciąganych jako „as z rękawa”, który może pomoże, gdy już nam zabraknie tchu, aby żyć w tym kłamstwie.

Wydaje się, że pochłonięci rozwojem krążymy wokół jakiejś iluzji, a idąc tokiem myślenia znakomitego egzystencjalisty Sørena Kierkegaarda tracimy warunki poznania prawdy – „Nieprawda tym samym nie tylko znajduje się poza obrębem prawdy, ale ma charakter polemiczny wobec prawdy, co wyraża się tym, że uczący się sam przez lekkomyślność utracił ten warunek i przez lekkomyślność nadal go traci”. Znajdujemy się bodaj w punkcie największej utraty warunków do poznania prawdy, a zarazem najbardziej za nią tęsknimy. Nasza lekkomyślność prowadzi nas do Kierkegaardowskiego stanu bycia „nieprawdą” – jedną wielką fikcją, z której jest tylko jedna droga wyjścia – oparcie się na tym co jest prawdą niezmienną: Stat crux dum volvitur orbis – Krzyż stoi niewzruszenie, choć świat się kręci.

I może bardziej winniśmy zapragnąć krzyża, zatęsknić za tym co niewzruszone, aniżeli tęsknić za tym co przemijające, co nieustannie wpędza nas w koleiny pełne problemów, wywrotowych idei i sztucznych „światów”. Musimy nadać inny wektor naszemu desiderium.

 

Franciszek Brzozowski

 

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-stat-crux-dum-volvitur-orbis/feed/ 0 22892
Brzozowski: Paraliż sensu https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-paraliz-sensu/ https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-paraliz-sensu/#respond Tue, 17 Mar 2020 09:59:58 +0000 https://myslkonserwatywna.pl/?p=25264 Dociera do nas informacja o czymś zewnętrznym, co nam zagraża, co nie jest nasze, oswojone i zrozumiałe – wiadomość taka stanowi dla nas wyzwanie – staje się nękającą nowiną, która nie daje spać, która niszczy utarte schematy, codzienne nawyki i rytuały. Ale ta wiadomość, która przynosi lęk i paraliż jest nie tylko odpowiedzią, ale także pytaniem: Jaki jest sens ludzkiego istnienia?

Pandemia dla niektórych staje się pierwszym w życiu sprawdzianem egzystencji, ujawnia wewnętrzne konflikty związane z brakiem należytej hierarchii wartości. Ukazuje ludzką kruchość, ludzką nieumiejętność odróżnienia rzeczy koniecznych, pożytecznych i przyjemnych. Człowiek zadaje sobie pytanie o rolę którą odgrywa, o zadania które ma podjąć. Trudno mu ustalić te priorytetowe i najważniejsze: jest tam on sam, jest rodzina, jest praca, są marzenia i finansowe plany stabilizujące. Może i jest tam gdzieś sam Bóg, który czeka na odpowiednią rolę w tym Teatrze Życia, który możemy razem z nim współreżyserować. Nie wiedząc nawet, że to On jest jego producentem.

Sytuacje trudne odrzucają całym „kostium”, w którym człowiek chodzi na co dzień: konserwatysty, liberała, polityka, katolika. Sytuacje trudne pytają nas o rzeczywisty stan serca, o realną hierarchię, pytają o decyzję, jaką podejmę wobec rzuconego mi przez Boga wyzwania. Nade wszystko ukazują kruchość ludzkich marzeń i planów, stawiając człowieka nagim wobec prawd tego świata, nagim wobec siebie samego. Są także sprawdzianem naszej dojrzałości, zdolności naszej woli do wybierania dobra, zdolności rozumu do widzenia prawdy, ukierunkowania emocji na owe dobro i prawdę. Dlatego też wszelki trud ludzkiej egzystencji polaryzuje nasze moralne decyzje – po prostu postanawiamy zająć takie, a nie inne stanowisko wobec Boga, bliźniego i siebie samego – dokonujemy fundamentalnych wyborów w czasach niepokoju, napięcia, lęku i natłoku informacji.

Ten paraliż sensu, ten moment w którym zmuszeni jesteśmy do zatrzymania swojego pędu za naszym upragnionym (częstokroć nieznanym) celem, jest czasem nauki – to wtedy uczymy siebie samych najlepiej jak tylko potrafimy. To wtedy nie wiedzieć czemu zachowujemy się inaczej, niż byśmy pragnęli, dziwimy się swoim grzechom lub grzechom innym. Jesteśmy zdziwieni światem, że on jednak jest taki bezbronny i kruchy, że to wszystko zmierza w nieznanym kierunki, podczas gdy miało iść tylko w dobrą stronę.

Jak podkreślał Victor Frankl, samorealizacja człowieka jest możliwa tylko poprzez realizowanie wartości i wypełnianie swojego życia sensem. To dziś, właśnie dziś, otrzymujesz kolejną szansę, aby mając na uwadze panującą sytuację na świecie, na nowo zrewidować wartości, którym rzeczywiście służysz i nadać sens życiu, które bez sensu staje się „marnością nad marnościami”. Wykorzystaj czas odosobnienia, czas refleksji i zastanowienia – nie karm się negatywnymi i emocjonalnymi informacjami, a raczej zadaj sobie pytanie, czy tak jak św. Paweł byłbyś w stanie kłócić się o Prawdę Zbawienia, pośród ucisków i niedomagań: „Mieli z nim tylko spory o ich wierzenia i o jakiegoś zmarłego Jezusa, o którym Paweł twierdzi, że żyje” (Dz 25, 19) Czy pośród tej pandemii On rzeczywiście żyje? Czy On żyje w Tobie?

„Chodźbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną” (Psalm 23)

 

Franciszek Brzozowski

 

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-paraliz-sensu/feed/ 0 25264
Brzozowski: Apogeum frustratów https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-apogeum-frustratow/ https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-apogeum-frustratow/#respond Tue, 03 Sep 2019 22:52:13 +0000 http://46.101.235.190/?p=24575 Ile dyskusji wzniecanych na chwilę, ileż wylewanych słów na papierze czy wypowiedzianych w eterze, tyle też przestrzeni frustracji – frustracji mistycznej, owianej tajemnicą, zakrytej dla powszedniego oka, ale jakże niszczącej i deprawującej każde spokojnej usposobienie. Czyż nasza pogoń za działem „opinii” każdego szanującego się medium nie czyni nas współfrustatami – wraz autorem?

Rewolucja technologiczna ostatnich lat przyniosła ze sobą wiele możliwości na polu partycypacji społecznej, czy to pod względem sprawczości, czy też pod względem dostępu do informacji (coraz częściej opinii informującego). Społeczeństwo, obudowane pewnym polem tożsamościowym (historycznym, kulturowym, religijnym) stanęło przed bardzo trudnym wyzwaniem – wykorzystać ową technologię do podtrzymania owego „tożsamościowego pola”, zanim zostanie ono zanegowane poprzez dekonstrukcyjne modele prowadzenia dyskusji społecznej czy nawet naukowej.

Coraz trudniej jest bronić pewnej kolektywnej czy nawet indywidualnej tożsamości. Bardzo dobrym przykładem jest obraz polityczny w Polsce i na świecie, gdzie „idea”, „fundament ideologiczny” danych partii politycznych (na prawicy czy lewicy) zaczyna być zdekonstruowany poprzez emocjonalne, populistyczne hasła ad personam, które czynią dyskusję jałową, politykę zaś – zbiorem indywidualistów sypiących z rękawa negacjami rzeczywistości. 

Liberalna myśl, próbująca budować egalitarne społeczeństwo, przyczynia się do wychowywania „nałogowych fatalistów”, którzy mając duże trudności z akceptacją siebie samych, innych i świata w jak najszerszym sensie, żywią się „sensacją”. Z psychologicznego punktu widzenia nie odejdziemy od trendu pogoni za tym co „sensacyjne”, „eksperymentalne”, „spiskowe”, „ideologiczne”. Jednak możemy zatrzymać rywalizację w tej przestrzeni. Rywalizację, która w dużej mierze opiera się na ukazywaniu „kto wykazał więcej błędów w…”, a odsuwa indywidualną odpowiedzialność za własną przestrzeń życiową.

I tak oto dochodzimy do momentu, w którym zamiast pracować na lepszy byt atakujemy „system” lub „ludzi”, którzy według nas odpowiedzialni są za naszą słabą kondycję finansową. Marnujemy cenne godziny na klerykalne rozmowy o Kościele, mając przecież pewność, że jedyne co Kościołowi może pomóc (jeśli się nie jest co najmniej Kardynałem) jest modlitwa. Narzekamy na społeczeństwa, płynące z nurtem rzeki, ale realnie nie „rzucamy koła ratunkowego”, żeby z tej rzeki ich wydobyć.

Zjawisko „walki z…” jest jeszcze powszechniejsze po drugiej stronie ideologicznej barykady, gdzie wylewa się frustrację na kapłanów, polityków, konserwatywnych przyjaciół.

Wszechobecny dostęp do wiedzy, dojść stabilny poziom materialny, powszechny dostęp do różnego rodzaju udogodnień i zabezpieczeń wbrew pozorom czyni z Nas ludzi mniej szczęśliwych od tych, którzy tego wszystkiego nie mają (prowadzono w tym zakresie nawet badania naukowe). Wręcz przeciwnie, jesteśmy bardziej sfrustrowani, rozżaleni i nieustannie pożądający zmian, niechętnie wymagając zmiany najpierw od siebie.

Czyż nie jest tak, że przy całym tym rezerwuarze „owoców postępu” mamy do czynienia a apogeum frustratów, niewymagających od siebie i nieodpowiedzialnych? 

 

Francszek Brzozowski

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-apogeum-frustratow/feed/ 0 24575
Brzozowski: Oświatowa klęska społeczna https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-oswiatowa-kleska-spoleczna/ https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-oswiatowa-kleska-spoleczna/#comments Wed, 17 Apr 2019 21:08:09 +0000 http://46.101.235.190/?p=24225 Etymologia słowa oświata wskazuje nam przede wszystkim na dwa elementy: wiedzę oraz kulturę. W tych niełatwych dniach pojawiają się głosy dotyczące reformy oświaty czy systemowych rozwiązań dotyczących działalności nauczycieli. Mówi się o kryzysie w oświacie, a zatem mówi się o kryzysie wiedzy oraz kultury.

Istotą zbiorowego sporu nauczycieli nie jest jednak wiedza i kultura, ale instytucjonalne funkcjonowanie całego systemu. Zdaniem niektórych systemu niedofinansowanego – szczególnie pod względem wynagrodzeń dla przedstawicieli instytucji oświatowych. Nie pora jednak na ekonomiczne wyliczenia czy argumenty natury budżetowo-egzystencjalnej. Nie chodzi przecież o 1000 zł czy 2000 zł, ale – jak mawiają protestujący – o godność nauczyciela.

Miarą owej godności nie jest jednak poziom wiedzy, kultury czy etyczny wymiar zawodu, ale „złota moneta”, dzięki której (jak dobrze rozumiem) godność nauczyciel „odzyska”. Owa godność z odzysku uczyni z oświaty sferę miodem i mlekiem płynącą, a uczniowie i rodzice patrząc do portfela nauczyciela zrobią wielkie oczy i pochylą czoła w nadziei, że też będą tyle kiedyś zarabiać. Machina ruszy. Nauczyciele znajdą  nagle nowe podręczniki metodyczne, rozpoczną poszukiwania Internetu, aby „puścić” dzieciakom innowacyjny „film edukacyjny” lub zagrają w dobrze znanego w szkołach „Kahoota” (quiz online, który uczniowie rozwiązują niemalże na wszystkich lekcjach kilka razy w semestrze). Uczniowie – spośród których niemal 95% codziennie spędza minimum kilkanaście minut z elektroniką, a rekordziści ponad 8 godzin – nagle zaczną ocierać oczy ze zdumienia i wezmą się do pracy. Wyniki PISA (międzynarodowe badania dotyczące poziomu edukacji) wzrosną natychmiastowo, a rodzice zaczną współpracować z nauczycielami niczym najlepsi partnerzy biznesowi.

Oczywiście ten 1000 zł, może 2000 zł a przy cudownych wskaźnikach może nawet 5000 zł doprowadzi do zmniejszenia liczbę prób samobójczych nastolatków, stanów lękowych i depresyjnych oraz pozwoli młodym ludziom na zmniejszenie wizyt w szpitalach psychiatrycznych lub na kozetce u psychoterapeuty.

Ba, pieniądze dla nauczycieli podobno mają także pomóc w ograniczeniu dodatkowych korepetycji oraz zmniejszyć ilość zagrożeń semestralnych.

Powiadają, że w zawodzie nauczyciela pojawią się naprawdę wybitne jednostki, które wyjdą z prestiżowych uczelni lokalnych (które przestaną kształcić masowo). Które zachowają dystans wobec politycznych niuansów, przekażą zobiektywizowaną wiedzę oraz umiejętność myślenia krytycznego i niezideologizowanego.

Jeśli to wszystko nastąpi za sprawą 1000 zł, jeśli te 1000 zł da początek budowaniu takiej rzeczywistości oświatowej, to dorzucę i 2000 zł, aby mieć pewność nieskalaną.

Jeśli jednak za owe 1000 zł miałby kupić jedynie godność i wewnętrzny spokój przedstawicieli tej grupy zawodowej, to nie dałbym ani złotówki. Bowiem godność jest rzeczą pierwotną i niezbywalną, a za jej ochronę odpowiedzialny nie jest pracodawca czy władca, ale ja sam.

I gdy wychodzę na ulicę, aby walczyć o godność, sam się owej godności pozbawiam. Godności przyrodzonej – służącej a nie roszczeniowej; pokornej a nie aroganckiej; pełnej nadziei i miłosierdzia a nie goryczy i złości.

Godność bowiem jest wartością wypływającą z serca, a nie z portfela.

 

 

Franciszek Brzozowski

 

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-oswiatowa-kleska-spoleczna/feed/ 3 24225
Brzozowski: Na manowcach otchłani https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-na-manowcach-otchlani/ https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-na-manowcach-otchlani/#respond Mon, 19 Nov 2018 23:15:29 +0000 http://46.101.235.190/?p=23708 Nasze życie niczym sinusoida zmierza ku nieosiągalnym celom. Gdy młodość pobudzi nas do chorobliwego aktywizmu na rzecz przyjemności – wszelkiej przyjemności – zatracamy się i wędrujemy niezliczoną ilością ścieżek by dotrzeć na szczyt piramidy naszych indywidualnych potrzeb – od dobrobytu po sławę, od obżarstwa po nieczystość. Wtem nastaje kres naszych pragnień, zwieńczony wszelką ludzką pogardą dla naszego przepychu – zostaje otchłań, własna nicość, przyzywająca otchłań; pusty krzyk w pustkę.

To co św. Jan od Krzyża nazywał „nocą ciemną”, to co Ojcowie Pustyni utożsamiali z acedią wydaje się chorobą, która pochłania nas wszystkich – od maluczki, po wiekowe autorytety. Życie staję przed nami jakby coś nie-naszego, jakby „ciało obce” – i my sami zdajemy się być sobie obcy sami nawzajem i sami dla siebie. I znów przywołujemy tę pustkę, wołamy do niebios, do ludzi nam bliskich, do światów realnych i nierealnych – toniemy w pustce.

Zradza się w nas dojmujące pragnienie wypełnienia tej pustki, melancholijny stan obojętności, trwanie w samotności i obrzydzenie światem; wydaje nam się, że już nic nie znaczymy i że nigdy nie znaczyliśmy – duchowo nie czeka nas nic więcej niż depresja, która jak zły duch nawołuje do zakończenia tego żywota – dokonania rozpaczliwej próby ucieczki z własnej wewnętrznej pustki – w nicość.

I ów czas stawia nas przed wyborem jednej z dwóch dróg: rozpaczy pełnej goryczy i żalu bądź akceptacji pełnej łagodności i wstrzemięźliwości.

I ten moment, ta decyzja, którą z dróg pójdziemy jest sprawdzianem naszej dojrzałości.

Zbyt wielu unika podjęcia decyzji – zbyt wielu ucieka, dezerteruje. Tchórzliwość przed tą duchową walką wyznacza nam miejsce na manowcach otchłani – w miejscu biernej wegetacji, oczywiście pełnej zewnętrznego blichtru, politycznej czy ideologicznej walki ku słusznej sprawie. Ozdobieni światowymi tytułami i materialnymi dobrami wnikamy w obszary pełne frustracji i niespełnienia, gdzie jak bumerang wracają do nas puste krzyki w pustkę.

Trzeba nam wtedy wielkiej odwagi, aby zboczyć z bezdroży na które sami zmierzamy, uciszyć puste krzyki – uciszyć cierpliwością i roztropnością. Uciszyć ciszą naszych grzechów i trudności. Uciszyć modlitwą pełną ciszy.

Trzeba nam oddać się w ręce Nadziei.

Nadziei, że droga akceptacji, łagodności i wstrzemięźliwości jest możliwa – wystarczy siła naszej woli, aby nią w życiu podążać.

Wystarczy więcej odwagi.

 

Franciszek Brzozowski

 

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-na-manowcach-otchlani/feed/ 0 23708
Brzozowski: Samorządna pragmatyka https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-samorzadna-pragmatyka/ https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-samorzadna-pragmatyka/#respond Wed, 07 Nov 2018 22:59:21 +0000 http://46.101.235.190/?p=23698 Myśl podstawowa, która winna determinować nasze codzienne wybory zdaje się być niezwykle prosta, a jej istotą jest zawsze odcedzenie dobra od zła i prawdy od kłamstwa. W tej konstelacji wybranie prawdy i dobra jest niejako zespolone z miłością. Z umiłowaniem owej prawdy i dobra, które zdają się być czystą i piękną całością – ideałem naszego życia etycznego. Aby więc idealnie wybierać, należy wybierać z miłości – do Boga, do Prawdy, do świata, do człowieka. 

Gdy nasza codzienności zmusza nas do podejmowania decyzji poruszamy się pomiędzy zawiłymi prawami etyki i prawami logiki. Raz na wierzch wyciągamy logikę, raz etykę, a na domiar złego dorzucamy do tego pragmatykę, która potrafi być odarta do cna z logiki i etyki. Lecz nic to, gdy nasza decyzyjność sięga nas samych, gdy li wyłącznie my musimy zmierzyć się z jej konsekwencjami – wtedy społeczne przyzwolenie współbraci winno być o wiele większe – pozwala się nam żyć w wolności wyboru przypominając jedynie, że decyzje (nawet najbardziej błahe) mają swoje skutki. 

Inaczej sprawy mają się wtedy, gdy nasza decyzja wykracza poza nas samych. Skutkować może ona głęboką przemianą. Możemy bowiem rozpalić w kimś ogień żywej wiary lecz możemy także zgasić, i tak już tlące się, poczucie własnej wartości. Możemy wreszcie wziąć w ręce władzę, daną nam prawami ludzi władzy. Możemy udać się do miejsc o wielkim znaczeniu lokalnym (szkół czy domów kultury), aby zaznać tam przyjemnego uczucia wpływu na otaczający mnie (w promieniu 10-20 kilometrów) świat. Ot, w końcu samorządność jest jedną z tych wielkich nadziei sprawczości – jedną z tych, które zarażają manią ubóstwia władzy. Władzy niezwykle sprawczej, aby tę władzę utrzymać – nawet kosztem logiki, etyki czy miłości. 

I po oficjalnie ogłoszonych wynikach wyborów samorządowych możemy zadawać pytania o sens nadawania Demosowi władzy nad etyką i prawdą, dobrem i miłością. Bo czymże jest popieranie przez tenże lud ludzi znajdujących się w areszcie (wójt Daszyna) czy oskarżonych o czyny tak niemoralne, jak chociażby gwałt (Olsztyn)? Skąd te ludzkie pragnienia, aby dawać władze tym, których logika i etyka potępia? Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie skala naszej społecznej pragmatyki – poparcie dla prawdy i dobra staje się jakimś reliktem ludzkich wyborów. Pragmatyczny kult wygody i rozrywki uwalnia demony Demosu.

 

Franciszek Brzozowski

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-samorzadna-pragmatyka/feed/ 0 23698
Brzozowski: Ukraiński modus operandi https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-ukrainski-modus-operandi/ https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-ukrainski-modus-operandi/#respond Sat, 27 Oct 2018 23:09:54 +0000 http://46.101.235.190/?p=23703 Informacja o działaniach zmierzających do zasłonięcia/zdemontowania lwów z cmentarza Orląt Lwowskich we Lwowie pobudziły, po raz kolejny, refleksje dotyczące stosunków między Polską a Ukrainą. W polskim dyskursie są to raczej refleksje antyrządowe (przeciwne prowadzonej polityce zagranicznej obecnej ekipy polityczne), aniżeli refleksje dotyczące możliwych przyczyn takiego działania po stronie ukraińskiej.

A przyczyn należy szukać w prowadzonej od dekad polityce historycznej, której najwznioślejszym celem jest osadzenie ukraińskiej tożsamości społeczno-politycznej na konkretnym fundamencie historycznym – jest to tendencja znana i używana w niemalże każdym kraju, a w szczególności w tak niestabilnych tożsamościowo, jak Ukraina.

Dążność Ukraińców do zaznaczenia swojej kulturowej (a przy tym również historycznej) odrębności opiera się przede wszystkim na gloryfikacji (a czasem i sakralizacji) żołnierzy OUN i UPA oraz na jawnej antypolskiej narracji. Co zresztą dobitnie oddają słowa mające usprawiedliwić działania wokół lwów – pomniki te uznawane są za „symbol polskiej okupacji Lwowa”.

Ostatnie 8 lat to powolne, cierpliwe i niezmiernie skuteczne działania wokół narracji historycznej, które niemalże co kilka miesięcy prowokują Polaków. Za bardzo radykalny początek takiej polityki uznać można publikację Włodymira Wjatrowycza pt. „Druga wojna polsko-ukraińska 1943-1947”, wydaną w 2011 roku. Stała się ona podstawą do tworzenia nowego „myślenia historycznego” oraz dydaktycznej antyhistorycznej indoktrynacji.

Kolejnym impulsem do wzmocnienia historycznego/patriotycznego przekazu stała się wojna w Donbasie, która rozbudziła wszelkie umysły ukraińskie odpowiedzialne za obronę integralności państwowej. Impulsów w 2014 roku było jednak wiele i warto je przypomnieć. W lutym 2014 roku Janukowycz traci władzę, w marcu wspomniany Wjatrowycz zostaje prezesem Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej, a w kwietniu mamy już do czynienia z realnym konfliktem we wschodniej Ukrainie. To jednak nie koniec zmian, który miały miejsce w roku 2014 – Ministerstwo Oświaty i Nauki Ukrainy opublikowało przyjęte w październiku wytyczne, dotyczące nowego sposobu obchodzenia rocznicy zakończenia II wojny światowej w instytucjach oświatowych. Zaproponowane w nim rozwiązania są stosowane także podczas obchodów państwowych oraz promowane w mediach. Dokument zakłada m.in. rezygnację z obowiązującego dotychczas także na Ukrainie sowieckiego określenia „Wielka Wojna Ojczyźniana” i zastąpienie go terminem „druga wojna światowa” oraz przewiduje traktowanie na równi Ukraińców, walczących w szeregach Armii Czerwonej i innych armii sojuszniczych oraz Ukraińskiej Powstańczej Armii, którą zalicza jednoznacznie do sił sojuszniczych. Państwowy Komitet Radia i Telewizji jeszcze w listopadzie zwrócił się do mediów o promowanie przyjętych w dokumencie rozwiązań. Natomiast Ministerstwo Oświaty i Nauki zapowiedziało przeprowadzenie kilku etapów kampanii medialnej, skupionej wokół wybranych ukraińskich bohaterów wojny, których kulminacją będą obchody (8–9 maja) Dnia Pamięci i Pojednania. Owi wybrani bohaterowie to np.: Sułtan Amet-chan (żołnierz Armii Czerwonej, as lotnictwa wojskowego, Tatar Krymski), Wasyl Kuk (oficer UPA, w latach 1950–1954 jej dowódca), Mandyk Chasman (żydowski chłopiec z Drohobycza, który był furmanem w UPA; jedyny żyjący wśród wymienionych) i Kuźma Derewianko (żołnierz Armii Czerwonej, generał przyjmujący w imieniu ZSRR kapitulację Japonii).

Mając na uwadze powszechną we współczesnej myśli politycznej chęć bycia podmiotem politycznym – niezależnym, silnym kulturowo, politycznie i ekonomicznie – graczem jak każdy inny, wzmacnia się wszelkie tendencje autarkiatyczne i egolatryczne. Nie możemy zatem oczekiwać, że trend wyznaczony w 2014 roku – mimo niezbyt dużej siły aparatu państwa – zostanie zapomniany, zmieniony czy zelżony. Ukraina przyjęła konkretny kierunek, którego zahamowanie (przy społecznym powrocie do „kultu pamięci” w niemalże wszystkich krajach Europy Środkowo-Wschodniej) będzie niezwykle trudne, zwłaszcza w tak trudnej sytuacji geopolitycznej, w jakiej się to państwo znajduje.

Mimo wszystko pamiętać należy, że prawda jest czynnikiem ponadpolitycznym i ponadnaukowym, a dążność do jej odkrycia i ukazania jest wpisana w naszą moralną naturę, dlatego nie można pozwolić na zakłamywanie przeszłości i wyrugowanie polskiej tożsamości tam, gdzie była ona od wieków osadzona.

 

Franciszek Brzozowski

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-ukrainski-modus-operandi/feed/ 0 23703
Brzozowski: Cieszcie się i radujcie! https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-cieszcie-sie-i-radujcie/ https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-cieszcie-sie-i-radujcie/#comments Fri, 06 Jul 2018 16:45:49 +0000 http://46.101.235.190/?p=23281 Jeszcze świeża adhortacja Papieża Franciszka zatytułowana GAUDETE ET EXSULTATE jest kolejnym spoiwem, które ukazuje sposób myślenia Franciszka i Jego spojrzenie na rzeczywistość – niezwykle praktyczne, pozbawione literackiego polotu oraz teologicznego, patetycznego języka. Jest zarazem pierwszym tekstem papieskim o tak dużym nagromadzeniu świętych – kanonizowanych i beatyfikowanych. I, co ciekawe, Ojciec Święty nie posłużył się w adhortacji żadnymi odniesieniami do biskupów europejskich – niewiadomo czy było to zabieg świadomy, ale z pewnością przenosi nas w myślenie bardziej o „peryferiach” Kościoła, aniżeli o „centralnej” Europie – podkreśla tym samym powszechność Kościoła Świętego.

 

Dokument „o powołaniu do świętości w świecie współczesnym” ma wieloraki charakter. Na początku w oczy rzuca się mnogość przykładów świętych, również takich, którzy mają swój ekumeniczny wymiar, jak np. bł. Marię Gabrielę Sagheddu, która ofiarowała swoje życie za jedność chrześcijan. Z resztą w punkcie 9 Papież podkreśla ekumeniczny charakter świętości, przywołując słowa Jana Pawła II „Świadectwo dawane Chrystusowi aż do przelania krwi, stało się wspólnym dziedzictwem zarówno katolików, jak prawosławnych, anglikanów i protestantów”. Co również istotne, świętych możemy odnaleźć również poza Kościołem: „Ale także poza Kościołem katolickim, w bardzo różnych środowiskach, Duch wzbudza znaki swojej obecności, które pomagają samym uczniom Chrystusa”. Świętość jest powszechna, bez względu na stan w jakim żyje człowiek. Świętość nie oznacza bezgrzeszności, co bardzo dobitnie podkreśla Papież w punkcie 22, gdzie ostrzega nas, aby nie „rozwodzić się nad szczegółami, ponieważ również w nich mogą występować błędy i upadki. Nie wszystko, co święty mówi, jest w pełni wierne Ewangelii, nie wszystko, co czyni, jest autentyczne i doskonałe”.

 

Franciszek zachęca nas również do dynamizmu, do działania, do budowania relacji, a nie oddzielania się od innych – co również jest kontynuacją Jego myśli od początku pontyfikatu – „Nie jest zdrowe miłowanie milczenia i unikanie spotkania z drugim, pragnienie odpoczynku i odrzucanie działalności, szukanie modlitwy i umniejszanie posługi”(26). Ten aktywizm musi się jednak wystrzegać wielu pokus: „Zaangażowanie pobudzane niepokojem, pychą, koniecznością pokazania się i panowania, z pewnością nie będzie uświęcające”(28).

 

Drugi rozdział papieskiego dokumentu jest ostrzeżeniem przed nowymi-starymi zagrożeniami: gnostycyzmem i pelagianizmem – coraz częściej spotykanymi w kręgach intelektualistów katolickich oraz tych, którzy poszukują swojej religijnej tożsamości. Te dwa zagrożenia urzekają  przede wszystkim „antropocentrycznym immantyzmem przebranym za prawdę  katolicką” (35). Gnostycyzm zakłada „wiarę zamkniętą w subiektywizmie, gdzie liczy się jedynie określone doświadczenie albo zbiór idei czy informacji, które – jak się sądzi – przynoszą otuchę i oświecenie, ale gdzie podmiot ostatecznie zostaje zamknięty w immanencji swojego własnego rozumu lub swoich uczuć” (36). Trzeba przyznać, że tendencje te zauważane są już w każdej przestrzeni – stajemy się społeczeństwem pełnym subiektywizmu, pełnym chęci do negocjacji prawd i tolerancji dla wszystkich uczuć i informacji, które wysyła naszego ego – nieświadomie staliśmy się niewolnikami tego co myślimy i przeżywamy. Wspomnieć należy tutaj słowa jednej z brytyjskich sióstr zakonnych: „Wiara jest stałym procesem odrzucania naszych obrazów i pojęć Boga, po to by Bóg mógł być tym, kim jest w swojej własnej rzeczywistości”. Dla wszystkich pewnych, że ich rozum i uczucia poznały Boga są to sława bolesne, tworzą niepewność, nakazują otworzyć się na coś nowego i odrzucić „obrazy i pojęcia”.

Tym bardziej wtedy, gdy zdajemy sobie sprawę, że „miarą doskonałości osób jest stopień ich miłości, a nie ilość zgromadzonych danych czy wiedzy” (37). „Często mamy do czynienia z niebezpiecznym zamętem: przekonaniem, że ponieważ wiemy coś lub możemy wyjaśnić to za pomocą pewnej logiki, jesteśmy już święci, doskonali, lepsi od „ciemnej masy” (45) – czy przypadkiem nie jest tak, że to właśnie nas – konserwatystów – dotyka najbardziej ta prawdę o niebezpiecznym zamęcie, który siejemy?

 

„Kiedy ktoś ma odpowiedzi na wszystkie pytania, pokazuje, że nie podąża właściwą drogą i możliwe, że jest fałszywym prorokiem, który używa religii dla własnej korzyści, w służbie swoich elukubracji psychologicznych i mentalnych. Bóg nas nieskończenie przerasta, zawsze jest zaskoczeniem i nie my decydujemy o tym, w jakich okolicznościach historycznych można Go spotkać, bo nie od nas zależy czas i miejsce, i sposób spotkania. Ten, kto chce, aby wszystko było jasne i pewne, usiłuje zapanować nad transcendencją Boga”(41).

 

Trafność i aktualność adhortacji, zwłaszcza w czasach kultu logiki, interpretacji Boga-Logos, zdaje się być jednym z kluczowych argumentów ku wsparciu pontyfikatu Franciszka – mimo wszelkich trudności, jakie przynosi nam interpretacja Jego słów i czynów. Szczególnie istotne przy tej interpretacji jest odrzucenie gnostycyzmu, ale również pelagianizmu , który chce umieści naszą wolę na pierwszym miejscu – „Osoby odpowiadające tej mentalności pelagiańskiej lub semipelagiańskiej, choć mówią o Bożej łasce w przesłodzonych  wystąpieniach, w ostateczności liczą tylko na własne siły i stawiają siebie wyżej od innych, ponieważ zachowują określone normy, albo ponieważ są niewzruszenie wierni pewnemu katolickiemu stylowi czasów minionych”(49).

 

Te ukłucie, ten ból, który odczuwa nasze ego, nasza fides et ratio, jest najprawdziwszym uznaniem własnych ograniczeń – co do osądu siebie, innych, a szczególnie władzy – politycznej i kościelnej. Dopiero z tej pokory może zrodzić się w nas szczęście i radości, które odrzucając herezje, stanowią podstawowy element miłości i miłosierdzia – otwierają nas na perspektywy, które są dalekie od naszych dotychczasowych pewników i fundamentów.

 

I zawsze musimy mieć na uwadze słowa św. Tomasza z Akwinu:

„To, co kochamy, mówi nam o tym, kim jesteśmy”

 

 

Franciszek Brzozowski

]]>
https://myslkonserwatywna.pl/brzozowski-cieszcie-sie-i-radujcie/feed/ 1 23281
Brzozowski: Edukacja, która cierpi https://myslkonserwatywna.pl/franciszek-brzozowski-edukacja-ktora-cierpi/ https://myslkonserwatywna.pl/franciszek-brzozowski-edukacja-ktora-cierpi/#respond Fri, 22 Jun 2018 06:00:34 +0000 http://46.101.235.190/?p=23235 Istotą współczesnej edukacji wydaje się dążność do nieokreślonego celu społecznego, który przy okazji będzie zawierał w sobie realizację celów indywidualnych – zwłaszcza celów dotyczących materialnego dorobku „adepta” oraz akceptacji dla jego „bycia” i „wolności”. Powszechność nauki wymusiła, i wymusza nadal, stworzenie pewnego rodzaju uniwersaliów, których źródłem zdają się być dość słabo nasycone precyzją semantyczną prawa i obowiązki, kodeksy i karty prawa człowieka. Sama już uniwersalność wpajana od najmłodszych lat zdaje się być największym obciążeniem dla młodego człowieka, który mimo swoistej akceptacji dla podobieństwa w społeczeństwie z czasem dostrzega też swoją odrębność – odrębność nie mogącą się wyrwać z ram systemu oświaty.

Systemowe podejście oraz próba walki jaką toczą między sobą strony tego edukacyjnego konfliktu: rodzice, uczniowie, nauczyciele, specjaliści od edukacji – sieje spustoszenie w głowach każdej ze strony. Można dostrzec różnego rodzaju próby ustanowienia porządku i ładu edukacyjnego, w którym każda ze strony walczy specyficznymi metodami, z których najczęstszą jest zrzucanie odpowiedzialności. Wzajemne pretensje i zarzuty, które krążą po szkolnych korytarzach, rodzinnych przyjęciach i pedagogicznych debatach stają częścią krajobrazu, w którym najtrudniej jest tym malutkim – widzą, że o nich toczy się walka, ale jest ona tak brutalna, że zamykają oczy i zatykają uszy. Nie chcą oni patrzeć na obwinianych za wszystko nauczycieli, którzy stracili całkowitą „władzę” i szacunek. Nie chcą słuchać zaprogramowanych na „karierę” i „dobrą pracę” rodziców. Mają dość politycznych reformatorów i rewolucjonistów. Znudziły im się centra nauki, tablety, rzutniki, multimedialne tablice. Coraz częściej sięgają do głębin wirtualnego świata albo głębin szklanych butelek czy wypełnionych niepewnymi substancjami „fifek”. A po tym wszystkim próbują jakoś znaleźć sens życia, który będzie czymś większym niż te wszystkie dobra, która już posiadają – niedoceniając wartości tego co już mają obok zaczynają bezwładnie staczać się ku stanom depresyjnym, zaburzeniom osobowości czy innym problemom związanym ze sferą psyche.

A mimo to ciągle słyszą o pokoju, wspólnocie dobrych i pięknych, otwartych i tolerancyjnych, pełnych altruizmu i empatii „nowych ludzi” – przemienionych jakąś magiczną różdżką historii. Czy aby na pewno pokolenie najbardziej samotne, depresyjne i przeciążone problemami codzienności jest w stanie zaakceptować tę formę „utopii”, którą na każdym kroku im serwujemy? „Wystarczy być dobrym. Wystarczy myśleć pozytywnie. Wystarczy się dobrze uczyć. Wystarczy…sobie radzić” – dla wielu młodych ludzi z ranami po żyletkach, po próbach samobójczych i z ogromnymi ranami psychicznymi to po prostu nie wystarczy – potrzebują innej alternatywy.

Żeby zmienić edukacje nie potrzeba rewolucji czy reformy – potrzeba edukacji. Edukacji w pełnym tego słowa znaczeniu – edukacji nie młodych, ale dorosłych, dojrzałych obywateli, którzy mają się zająć edukacją młodych. Trzeba przestać wierzyć w instytucje, karty praw, konstytucje, konwencje i inne akty normatywne, aby zacząć wierzyć w człowieka. Normatywne spojrzenia na rzeczywistość nie tylko wypacza, ale także redukuje i degraduje człowieka, zabierając go w jakąś trójwymiarową rzeczywistość, gdzie każdy jej element posiada paragraf, certyfikat bezpieczeństwa i „podmiot odpowiedzialny”. Ta deformacja rzeczywistości, w której nie możemy nas nasycić, buduje pokolenie kazuistów pragnących uratować świat od klęsk, wojen i wszelkiego zła, kompletnie nie definiując czym jest zło, a czym dobro. Możemy przeczytać tysiąc książek, znaleźć drugie tyle cytatów i wypowiedzi mądrych ludzi o tym co jest w życiu ważne, a co najważniejsze. A i tak nie mamy czasu na realizację górnolotnych idei i wdrażanie w życie poradników. Szeroki strumień informacji prowadzi nas na manowce poznawcze w których nie jesteśmy już w stanie określić co jest prawdą, a co nie – wzmaga to nasz lęk, naszą niepewność.

Ten lęk, bierność i niepewność widzą młodzi, którzy bardzo pragną pewności. Mają dość prawd negocjowalnych, niepełnych. Pragną lekcji życia, które nie dzieli się na przedmioty, w którym równania i nierówności są tylko ułamkiem codzienności. Pragną lekcji człowieczeństwa, nauki oddzielania dobra od zła, pragnień od potrzeb, emocji od uczuć. A najbardziej potrzebują sprawczości, poczucia odpowiedzialności za siebie i innych – po prostu chcą znaczyć coś więcej niż wynik maturalnego egzaminu i ocena w dzienniku. I mają dość serwowania idei pacyfizmu życiowego – idei opartej na przeświadczeniu, że o wiedzę, pracę, dobro, miłość nie trzeba walczyć, że to przyjdzie bez bólu. Edukacja musi boleć i uczyć odpowiednich reakcji na cierpienie, ponieważ nie ma życia bez cierpienia, bez słabości, bez niepewności – i takiej edukacji potrzebuje dzisiejsza Edukacja.

Franciszek Brzozowski

fot. Nikolayhg, Pixabay, Creative Commons 

]]> https://myslkonserwatywna.pl/franciszek-brzozowski-edukacja-ktora-cierpi/feed/ 0 23235