banner ad

Andrzeja Paradysza niedokończone drogi w krainie buków

– Ciekawe, co jeszcze ma dla mnie życie? – pyta włóczykij i nie czeka na przygodę, tylko od razu wychodzi jej naprzeciw. Andrzej od dawna marzył o Rumunii, więc wsiadł na rower w rodzinnym Jedliczu i po prostu ruszył przed siebie. Taki prezent dla siebie samego na trzydzieste urodziny. Jego książka o wyrypie przez wschodnie rubieże Polski, Ukrainę, Rumunię… ufff… Węgry i Słowację wyszła w 2018 roku. Jedna trasa jednego człowieka, a przeżycie, jak gdyby była to podróż przez setki lat i dziesiątki pokoleń.

Andrzej pedałuje aż do zsinienia kolan i przebicia dętki (którą natychmiast wymienia). Zostawia za sobą Czerniowce, Seret, Dragomirnę, Suczawę… Ich domy, cerkwie, kościoły i ruiny, góry, tablice pamiątkowe, blokowiska i przydrożne bary. W głowie próbuje odtworzyć Bukowinę jako całość, jeszcze nie pokiereszowaną przez powojenne układy i granice. Z jednej strony, spotyka przyjaznych, ciepłych ludzi – tu udzielą noclegu, tam mu wskażą drogę – z drugiej obserwuje schyłek cywilizacji (?): wyludniające się wioski, niedokończone drogi, biedę po prostu. Odwiedza polskie wsie, gdzie jeszcze stoją kościoły i mieszkają ludzie, którzy mimo biedy nie chcą opuszczać ojcowizny. Dochodzi do wniosku, że cementuje ich ta odwieczna, rodzinna wspólnota, która jest zdolna przetrwać biedę i prześladowania doby Ceausescu. Kto dzisiaj pamięta o rumuńskiej Polonii?

Dużo miejsca poświęca wykładom – tak! – wykładom z historii, opatrzonymi gęsto przypisami. Polski czytelnik, na ogół nieznający relacji polsko-rumuńskich, a widzący ten kraj często jako ojczyznę ciemnoskórych żebraków – ma dzięki temu pojęcie, po jakim obszarze wędruje razem z jego autorem. Andrzej Paradysz zaznacza, że znane publikacje często przedstawiają historię Rumunii nierzetelnie, więc on sam stara się zestawiać punkty widzenia różnych historyków, politologów, filozofów. Stąd, pomijając anegdoty krajoznawcze, nie jest to łatwy tekst. Czyta się go fragmentami, bierze oddech i czyta dalej. Czy nie byłby świetnym (kon)tekstem dla studentów kulturoznawstwa? Bo nie jest to książka podróżnicza, ale też nie jest to typowy reportaż. Dla mnie to jest bardziej książka filozoficzna. Podobna w zamyśle do tekstów naszej Agnieszki Sztajer, która wędruje przez wschodnie rubieże Polski, a jej opisy są tylko pretekstem dla rozważań o człowieku.

Ale Andrzej nie jest poetą, tylko antropologiem. Zadaje mnóstwo pytań o sens zmian politycznych w tzw. bloku wschodnim, o przyszłość narodu który z sowieckiego raju trafił do raju unijnego. I dochodzi do wniosku, który zaskakuje: Rumunia jest krajem bogatym. W piękne cerkwie i malowidła sakralne (na fotografiach w książce: barwne jak skrzydła ptaków!), w ludzi, prostych jak odwieczne prawa przyrody. Tam się nie gawędzi do znudzenia o tak zwanej tolerancji, tam wspólna praca i troski godzą sąsiedzkie swary. (Dopóki nie wmiesza się w to czynnik państwowy…) Oni zachowali to, co zanikło w krajach bogatych. Drugi zaskakujący wniosek to taki, że tytułowe anioły i demony to wcale nie są gościnni ludzie i ciemne typki spotkane na drodze, tylko obraz duszy człowieka, który poznając siebie samego, uczy się odróżniać dobro od zła. Bo książka Andrzeja Paradysza jest podróżą trojaką: przez miejsca, przez czasy, i podróżą przez ludzką duszę. Włóczykije tak właśnie mają.  

Wreszcie trzeba wracać do Jedlicza. Po licznych przygodach, granica węgierska. Słowacja. W końcu – ach, jak dobrze to znam! – kiedy już „zwiedził” iks stacji i przystanków, dociera w Beskid Niski. Łubudu! Wraca do dobrze znanych miejsc i czasu. Czy się tam znowu zaaklimatyzuje? Tak samo, jak jego powrót z Bukowiny, często wygląda "zwykły" powrót z gór: człowiek czuje się, jak gdyby się budził z dobrego snu, i mimo wody w butach i ssania w żołądku nie za bardzo chce wracać do cywilizowanego świata. Zawsze pozostaje niedosyt. I dlatego podróż Andrzeja Paradysza też się nie skończyła. Ja już wiem, dokąd chce się wybrać teraz, na stalowym rumaku okulbaczonym sakwami Crosso. Też chcecie wiedzieć? To przeczytajcie!

Aleksandra Solarewicz

Andrzej Paradysz, „Anioły i demony na Bukowinie. Rowerem na pograniczu kultur”, wyd. Andrzej Paradysz i Novae Res, Gdynia 2018

Tutaj możecie ją kupić:

https://novaeres.pl/katalog/tytuly?szczegoly=anioly_i_demony_na_bukowinie_rowerem_na,druk

Tags: , ,

Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Publicystyka, Recenzje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *