banner ad

Ambrożek: Sami przeciw Światu?

| 5 stycznia 2015 | 0 Komentarzy

polska-mapaWystarczy osławiony mackiewiczowski rzut oka na mapę Europy, by sama do nas przemówiła. Oto widzimy nasz kraj jako ewentualną dominantę w regionie, która, co ciekawe, jest tylko pozorna, a wcale do miana potęgi przecież nie aspiruje, co naturalnie powinno dziwić. Jesteśmy otoczeni przez większe lub mniejsze państwa, mniej lub bardziej groźne kraje i naturalnym jest, by w tej układance Polska również walczyła o swoje. Tymczasem od dawna zauważalny jest zatrważający brak chęci podjemowania jakiejkolwiek incjatywy w regionie, co spowodowane jest służalczością wobec Brukseli i wiarą w Nowy Porządek Świata.

 

Omówmy zatem pokrótce nasze stosunki z każdym z sąsiadów. Zacznijmy od południa, Czesi i Słowacy. Z nimi mamy głównie historyczne zatargi – ci pierwsi nie mogą nam wybaczyć ciosu w plecy rok przed II wojną światową oraz wydarzeń mających miejsce tuż po odzyskaniu naszej niepodlegości. Słowacy zaś są u nas na cenzurowanym za podległość Hitlerowi w czasie kampanii wrześniowej i ciche sprzyjanie działaniom niemieckiego okupanta na naszych terenach.

 

Historia naszych stosunków dyplomatycznych z zachonimi sąsiadami jest usiana tak wielkimi koleinami losu, iż do sprostowania ich nie wystarczyłby jeden wiek. Od zarania dziejów mieliśmy z nimi jak najgorsze stosunki, jednak w ostatniej czasie uległy one nieznacznej poprawie. Związane z tym jest przybranie kursu podległego Berlinowi w polityce zagranicznej (o, ironio!), wspólna działalność na arenie międzynarodowej, pogłębiona współpraca w Trójkącie Weimarskim oraz gospodarka (Niemcy są największym naszym eksporterem i importerem, a brak takiego rynku niechybnie odbiłby się czkawką na naszej gospodarce, co odczulibyśmy my wszyscy.

 

Najgorzej jest ze Wschodem. Ani Litwini nie są nam przychylni, ani Białorusini, ani Ukraińcy, a o Rosjanach już nie wspomnę. Na naprawę takowych stosunków dyplomatycznych, jakie teraz mamy (o ile da się je jakkkolwiek naprawić) potrzeba naprawdę ogromną liczbę czasu, nie mówiąc już o obustronnych chęciach.

 

Warto zauważyć także pewną prawidłowość. Wykładnią wszystkich naszych stosunków dyplomatycznych jest historia, która nigdy nie daje nam o sobie zapomnieć. Dlatego tak ważne jest, by w naszej dylomacji przybrać kurs jak najbardziej uwzględniający nasz interes narodowy. Realizacja polityki brukselskiej nie pozwala nam tego realizować. Wystarczy spojrzeć na ostatni kryzys ukraiński. Polska racja stanu wymaga tego, by Tusk do spółki z Sikorskim nie pchali palców między drzwi, tylko oczekiwali cierpliwie na rozwój sytuacji. Oczywiście najlepszym rozwiązaniem byłby powrót do status quo. Nawet prorosyjska Ukraina nie jest tak groźna jak Rosja w bezpośrednim kontakcie granicznym. Ale już w bezpośrednim rozrachunku Ukrainy (de facto banderowskiej, de iure „europejskiej”) i Rosji putinowskiej już trudno domniemywać, kto jest dla nas gorszy. Sytuacja ta zaszła jednak tak daleko, że trudno domniemywać o tym, iż sytuacja na naszej południowowschodniej granicy ulegnie jakiejkolwiek poprawie na rzecz Polski.

 

Jak zatem powinna wyglądać obecna polityka dyplomatyczna naszego kraju? W Europie Wschodniej powinna powstać przeciwwaga dla Unii Europejskiej oraz Wspólnoty Niepodległych Państw. Chyba nie zaskoczę Państwa, jeśi napiszę, iż to właśnie Polska miałaby być kołem napędowym owych przemian na naszym kontynencie. Z kilku powodów. Po pierwsze, jesteśmy obecnie najsilniejszym krajem w regionie (o dziwo), po drugie, wielokrotnie w historii braliśmy na siebie barki utrzymania porządku w Europie, choć nie zawsze działo się to na drodze dyplomatycznej, a po trzecie jesteśmy najbardziej wiarygodnym krajem z grupy dawnych demoludów. Jaki kierunek powinna obrać ta grupa względem innych? Żaden. Powinna oczekiwać na rozwój wypadków w każdej sytuacji i opowiadać się za którąś stron (jeśli kiedykolwiek będziemy do tego zmuszeni) dopiero w momencie kluczowym. Największym naszym problemem bowiem jest nie to, iż nie wykazujemy jakiejkolwiek gorliwości w sytuacjach problematycznych – tego mamy w swoim narodowym charakterze aż za dużo! Problem jest taki, iż za wcześnie pakujemy się w tarapaty, a co śmieszniejsze, tarapaty nie dotyczące bezpośrednio nas.

 

Warto przemyśleć nasz dotychczasowy sposób działania i zastanowić się, czy rzeczywiście jest taki wspaniały. Ręczę Państwu, że po głębszej analizie obecnego kierunku dyplomatycznego potwierdzą Państwo moje obawy. Być może dojdą Państwo także do wniosków znacznie przekraczających moje, co też może być prawdopodobne. Ważnym przesłaniem, bijącym z mojego tekstu, jest, by przy całkowitym zawierzeniu swych losów pewnym osobom, stać na jego straży.Bo nigdy nie wiadomo, jak potoczą się nasze polityczne koleje życia.

 

Mateusz Ambrożek

 

Kategoria: Mateusz Ambrożek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *