banner ad

Ambrożek: O kapitulanctwie konserwatyzmu

Wiele słów poświęcono już problemowi konserwatyzmu w aspekcie jego przystosowania do otaczającej go rzeczywistości, niezależnie od jej wyglądu. Pisano o konieczności wpisywania się konserwatyzmu w porządek polityczny, o stawaniu w roli radykalnej opozycji przeciw niemu, lub działaniu w fuzji z innymi, bliskimi sobie ideowo pobratymcami. Jeżeli przyjmiemy, że porządek polityczny jest układem sił, rezultatem rywalizacji  między partiami politycznymi uwzględniającymi przekrój ideologiczny społeczeństwa w ramach którego działają, wtedy aby móc dobrać odpowiedni sposób realizowania polityki konserwatywnej, konieczną jest krótkofalowa oraz długofalowa analiza tendencji owego civitas. Innymi słowy, polityka nie lubi próżni i koniecznym jest wypełnianie jej w postaci zagospodarowania pewnych środowisk społecznych lub wejście w lukę ideową w przypadku, gdy mamy do czynienia z sytuacją przełomową, np. gruntownymi zmianami w systemie partyjnym.

Gdyby takie postępowanie było naczelną dewizą ugrupowań konserwatywnych, moglibyśmy przyjąć, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Od dłuższego czasu, mniej więcej od lat 70. XX w. można zauważyć odwrót od idei konserwatywnych na całym świecie. Napisano już sporo naukowych analiz dotyczących tego procesu, tj. odchodzenia i promowania tejże postawy w życiu publicznym, aczkolwiek nie przeanalizowano zjawisk, które miały wpływ na jej marginalizację.

Najczęściej podawanym argumentem jest wpływ systemu idei na sposób myślenia politycznego. Najogólniej rzecz ujmując, światopogląd konserwatywny jest wysoce pesymistyczny, z czego może wynikać, że brak zaangażowania w życiu politycznym jest wypadkową braku wiary w powodzenie inicjatywy. Jeżeli przyjmiemy, że dzieje są jednolitym kontinuum składającym się z przyczyn i skutków tych przyczyn, na które nakładają się kolejne wydarzenia, czyniąc strukturę procesu szerszą i bardziej perspektywiczną, to wraz z tokiem dziejów nawarstwianie się pesymistycznych przekonań postępowało i blokowało możliwości sprawcze poszczególnych  jednostek utożsamiających się z doktryną konserwatywną. Oczywiście, nie sposób stwierdzić, czy dotarliśmy do takiego momentu, w którym możemy oznajmić, że konserwatyści nie są w stanie wynaleźć formuły, która odzwierciedlałaby problem realizacji doktryny w realiach postmodernistycznych. Pewnikiem jest jednak to, że ów chroniczna niemożność stworzenia odpowiedzi na wyzwania postępuje. Jeżeli chcemy ją przełamać, koniecznym jest nie tylko znalezienie odpowiedniej metody działania, ale też rozbudzenie pewnych nastrojów ideowych lub przynajmniej znalezienie możliwości wpływu na ich kształtowanie.

Uważam że pokłosiem tego typu zachowań jest nadmierny historyzm, który przyczynia się do wytworzenia postawy o zmierzaniu świata w pewną stronę. Otóż tak jest w istocie, ale zapomina się o tym, że sytuacja, którą znamy z heglowskiego opisu ducha dziejów nie jest stała, lecz zmienna. Tak jak proces składa się z wielu czynników, które mogą spowodować nielinearność jego rozwoju, tak jeden czynnik może spowodować odwrócenie dotychczasowej sytuacji. Może to być zarówno jednostka – jak chociażby Napoleon Bonaparte – jak i kolektyw lub przejawy jego działalności – reakcja autorytarno-prawicowa  w dwudziestoleciu międzywojennym czy teraz obserwowany odwrót od politycznej poprawności. Istotą odpowiedniego wyczucia sytuacji jest posiadanie instynktu politycznego, który podpowiada, w którym momencie należy się zwrócić przeciw postępującej sytuacji. Temu procesowi podporządkowują się poszczególne drobne zjawiska składające się na całość, a które z kolei wymuszają inną reakcję, jeszcze bardziej radykalną.

Tu jednakże pojawia się pewna obawa dla konserwatystów. Jeżeli dany porządek ma być trwały, nie możemy przesadzić z reakcją. Powrót prawdziwych wartości musi odbywać się przy poszanowaniu imponderabiliów współczesności. Modernizacja powinna zachodzić w sektorach życia, w których powinna, zawsze z uwzględnieniem aktualnych tendencji społecznych. Dla przykładu, idea silnej władzy, mocno zakorzeniona w społeczeństwie, mogłaby być zrealizowana w pełni. Nawrót do religijności wymagałby jednak pewnych początkowych ograniczeń, ponieważ ogólny odbiór społeczny wobec nich  jest względnie negatywny. Innymi słowy, w tym aspekcie problem doktrynalny ustępuje pierwszeństwa problemowi politycznemu, ponieważ ten drugi jest bardziej żywotny – dotyczy podstawy biologicznej tkanki społeczeństwa postmodernistycznego, do którego jest ono przywiązane.

Bardzo rzadko za wadę podaje się także hermetyczność poglądów konserwatywnych. Tymczasem to, co stanowi największą istotę konserwatyzmu i czyni go silniejszym od wszelkich ideologii jest jego ponadczasowość. Nawet te z idei, które uważane są za przestarzałe, takie jak religijność, podległość autorytetom, hierarchia, krytyka koncepcji umowy społecznej, monarchiczna forma rządów, mogą znaleźć zastosowanie w dzisiejszym świecie. Kto wie, czy nawet sam fakt powrotnego pojawienia się tych postaw nie przyczyniłby się do rozwikłania obecnych problemów społecznych. Odwołując się do utylitarnej praktyki rządzenia, na przykładach chciałbym uzasadnić konieczność obecności tychże postaw w życiu politycznym.

Idea silnej władzy w warunkach współczesnych przyczynia się do skrócenia procesu decyzyjnego. Przyjmując, że żyjemy w czasach, w których obieg informacji znacznie przyspieszył, koniecznym jest także szybsze reagowanie na wydarzenia. Demokracja ze swej istoty nie jest w stanie nadążać za szybkością decyzji, ponieważ wymóg legitymizowania każdej decyzji przez poszczególny organ administracji opóźnia jej wejście w życie. Oczywiście, nie przyjmuję, że wszelkie decyzje wymagają pośpiechu – wręcz przeciwnie, większość wymaga gruntownego namysłu. Mówiąc o konieczności szybkiego reagowania, mam na myśli sytuacje kryzysowe, które często warunkują sam byt państwa. Co więcej, wzmocnienie władzy politycznej i osadzenie jej w jednym ośrodku czyni daną instytucję bardziej wydajną i posiadającą wpływ na kształtowanie otoczenia politycznego, co w przypadku państwa oraz realizacji jego interesu jest niezwykle przydatne. Doskonale zdają sobie z tego sprawę politycy, którzy starają się za każdym razem poszerzać swoje kompetencje, by realizować obrane przez siebie cele. Najlepszym przejawem tego typu działań jest schmittiański decyzjonizm, który jest skrajnym, wręcz rozpaczliwym przypadkiem poszukiwania kompetencji w celu wzmocnienia przekazu politycznego.

Podobnie sytuacja ma się z ideą religijności. Wykraczając poza utarte przekonanie o konieczności przywiązania do pewnego katalogu tradycji istotnego dla państwa w danym kręgu kulturowym, religia jest siłą, która w odpowiedni sposób stawia człowieka względem pewnych wymagań, tudzież ograniczeń, przed jakimi staje jednostka w stosunku do świata. Przede wszystkim, czyni ją niewspółmierną do ogromu zjawisk, co wymusza przekonanie o niemożliwości wpłynięcia na bieg wydarzeń w takim stopniu, w jakim byłoby to pożądane. Nie jest to jednak radykalne usunięcie w cień działalności człowieka – siła sprawcza jest mu dana po to, by zmieniał otoczenie, ale na tyle, na ile jest w stanie to zrobić. W tym kontekście religia i jej konsekwencja – wolność – jest realistyczna i pragmatyczna, ponieważ poddaje się pewnym asumptom racjonalizmu zgodnymi z uwarunkowaniami człowieka. Ponadto, istotnym jest także odwołanie się do pewnych korzeni, co czyni daną kulturę i praktykę polityczną z niej wynikającą przewidywalną i logiczną. Gdy przyjmiemy, że dyskurs polityczny w latach 80. XX wieku przesunął się w kierunku pragmatycznego realizowania obiektywnych interesów politycznych, religia może być dla nas komponentem, który decyduje o stabilizowaniu porządku społeczno-politycznego i dodania mu pewnych cech wynikających z pozytywnych wartości jej systemu.

 

Mateusz Ambrożek

 

 

Kategoria: Mateusz Ambrożek, Myśl, Polityka, Prawa strona świata, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *