banner ad

Afirmacja banderyzmu

| 16 września 2014 | 0 Komentarzy

SBanderaJednym z największych problemów dla sił politycznych rządzących Polską po 1989 roku jest historia tego, co stało się w okresie drugiej wojny światowej i po jej zakończeniu na Kresach południowo-wschodnich II RP, a co wiąże się z nacjonalizmem ukraińskim, OUN, UPA i jej zbrodniami. Ta historia jest uważana za przeszkodę w budowaniu antyrosyjskiego sojuszu z Ukrainą. Nie jakąś dowolną Ukrainą, ale z nacjonalistyczną, banderowską, nienawidzącą i szkodzącą Rosji. Istnienie pomiędzy Polską a Rosją antyrosyjskiego państwa ukraińskiego politycy głównego nurtu polskiego życia politycznego postrzegają jako polską rację stanu. Faktycznie jednak działają oni na rzecz realizacji globalnych celów polityki amerykańskiej i zachodnioeuropejskiej. Dla swojej idée fixe byli i są gotowi poświęcić bardzo wiele, w tym przede wszystkim prawdę historyczną i pamięć o ofiarach jednego z najbardziej barbarzyńskich ludobójstw XX wieku.

Na przełomie lat 80. i 90. XX wieku powstała w związku z tym cała szkoła historyczna, mająca na zamówienie polityczne po nowemu zinterpretować stosunki polsko-ukraińskie i problematykę nacjonalizmu ukraińskiego. Ryszard Torzecki i Grzegorz Motyka robili to jeszcze w sposób w miarę inteligentny, próbując osłabić wymowę faktów poprzez interpretowanie wydarzeń z lat 1939-1947 jako konfliktu polsko-ukraińskiego oraz eksponowanie bardziej antysowieckiego niż antypolskiego i zbrodniczego wymiaru działalności UPA. Można było z tym polemizować, bo na ogół poruszali się w kręgu faktów i źródeł. Grzegorz Motyka po latach dokonał zresztą przewartościowań i w wielu sprawach musiał przyznać rację krytykowanemu przez siebie Wiktorowi Poliszczukowi. Obecnie jednak – w związku z bardzo daleko idącym zaangażowaniem polskiego mainstreamu politycznego po stronie oligarchiczno-banderowskiej na Ukrainie – mądrość etapu postawiła przed światem dyspozycyjnej politycznie nauki nowe zadania. Już nie szukania dostosowanej do celów politycznych interpretacji historii, ale wprost afirmacji banderowskiej propagandy historycznej.

Jako pierwszy dał temu wyraz dr Kazimierz Wóycicki – działacz KOR i „Solidarności”, publicysta „Więzi”, „Znaku”, „Życia Warszawy”, BBC, w przeszłości stypendysta Fundacji Adenauera, dyrektor Instytutu Polskiego w Düsseldorfie, prezes Instytutu Niemiec i Europy Północnej w Szczecinie i dyrektor szczecińskiego Oddziału IPN. Obecnie wykładowca Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, a także kawaler Krzyża Zasługi na wstędze Orderu Zasługi Republiki Federalnej Niemiec. Już w styczniu b.r. stwierdził on w wywiadzie dla Deutsche Welle, że „trudna przeszłość w jakiś sposób została zatarta przez dzisiejszą sympatię w Polsce dla ruchu Majdanu. Tak też jest na Ukrainie. Niepotrzebnie, moim zdaniem, przesadnie akcentuje się kwestie partii Swobody, nacjonalistów itd.; to należy wszystko przemyśleć i widzieć w nowym świetle.” Jak wygląda to widzenie w nowym świetle możemy się dowiedzieć z blogu Wóycickiego (http://kazwoy.wordpress.com), gdzie m.in. zamieścił relacje ze swoich podróży do miejsc banderowskiej pamięci na zachodniej Ukrainie, czyli polskich Kresach południowo-wschodnich.

Już tylko tytuły wpisów mówią same za siebie: „Republika UPA w wiejskiej bibliotece”, „UPA, Dolina Janowa”, „Polak w kwaterze UPA”, „Kwatera UPA i Wiktor Omelczuk”, „Ołtarz dla Bandery i przyjazna Pani Dyrektor”, „Śladami UPA – muzeum jego dowódcy Romana Szuchewycza”, „Muzeum Stefana Bandery w Starym Uhryniowie” itd. Treść tych wpisów jest przeważnie bulwersująca, szokująca proponowaną oceną UPA. Gdyby Polska była państwem normalnym, to być może zainteresowałaby się nimi prokuratura, gdyż kodeks karny penalizuje propagowanie i pochwalanie faszyzmu. Najprawdopodobniej jednak w polskich realiach byłyby trudności z ustaleniem czy ideologia banderowska była ideologią faszystowską.

Ogólnie rzecz biorąc uczony ze Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, mijając się z faktami historycznymi lub je wręcz fałszując, proponuje afirmację ukraińskiej polityki historycznej w takiej formie, w jakiej jest ona uprawiana na zachodzie Ukrainy, czyli w wydaniu banderowskim. Proponuje afirmację banderowskiej wizji historii i banderyzmu jako takiego. To ma być najlepsza droga do upragnionego antyrosyjskiego sojuszu z Ukrainą, bo zdaniem Wóycickiego wszyscy Ukraińcy są zwolennikami UPA, a jej przeciwnicy to nieokreślone narodowościowo „kręgi o mentalności postsowieckiej”.

W świetle ustaleń Wóycickiego UPA nie była zła. Źli byli tylko Sowieci, którzy ponoć stworzyli „czarną legendę” UPA. Wóycicki wie, że Bandera nie był kolaborantem, tylko „taktycznie” współpracował z Niemcami. Co prawda przeczy temu chociażby treść deklaracji tzw. rządu Stećki z 30 czerwca 1941 roku, ale tej pewnie doktor z Uniwersytetu Warszawskiego nigdy nie czytał. UPA jest dla niego „ukraińskim ruchem narodowym”, choć faktycznie była organizacją lokalną, liczącą w szczytowym okresie swojego rozwoju wg różnych szacunków 25-35 tys. ludzi. Nie ulega wątpliwości, że ten „ukraiński ruch narodowy” zasługuje w jego oczach na rehabilitację, ponieważ „w całości dziejów UPA „Wołyń” jest to ich niewielki fragment…” Wóycicki zastosował tu identyczną argumentację jak były przywódca francuskiego Frontu Narodowego, Jean-Marie Le Pen, który stwierdził, że komory gazowe były „detalem historii”, czym wywołał skandal. Doktor z UW idzie jeszcze dalej i poucza, że „…pamięć o polskich ofiarach rzezi wołyńskiej winna się przede wszystkim wyrażać w wysiłkach na rzecz pojednania polsko-ukraińskiego”. To ofiary i ich potomkowie powinni dążyć do pojednania, bynajmniej nie epigoni sprawców. W tym pojednaniu oczywiście nie będzie mowy o żadnym ludobójstwie ani uznaniu winy UPA. Zapalmy świeczki, podajmy sobie ręce i zapomnijmy.

Największą jednak fascynację budzi u Wóycickiego twórca i dowódca UPA Roman Szuchewycz, hitlerowski agent i kolaborant, odpowiedzialny za ludobójstwo na Polakach, Żydach i także Ukraińcach. W świetle oceny Wóycickiego Szuchewycz „jest dla Ukraińców bohaterem narodowym jako twórca Ukraińskiej Armii Powstańczej”. Skoro tak, to jest nim również dla pana doktora, który wywodzi: „Niezależnie od tego, co myśli się o współodpowiedzialności Szuchewicza [pisownia oryginalna – BP], jest to gigantyczne zafałszowanie i uproszczenie. Szuchewicz jest twórcą potężnej formacji wojskowej skierowanej przeciw III Rzeszy oraz sowieckiej Rosji. (…) Jest i powinien być również dla Polaków postacią o cechach bohatera, nawet jeśli ma być to bohater z gorzką skazą współwiny za zbrodnię. Dzieje pełne są jednak wielkich bohaterów z wielkimi grzechami. Nie można oceniać ich jednostronnie”.

To propozycja zupełnie nowa. Tego jeszcze nie było. Pomijając kłamliwe zdanie o rzekomej walce UPA z III Rzeszą i jeszcze bardziej bezczelne kilka zdań wcześniej postawienie znaku równania pomiędzy UPA i AK, zatrzymajmy się nad zdaniem ostatnim. Szuchewycz już podobno jest i powinien być dla Polaków bohaterem „z gorzką skazą współwiny za zbrodnię”. Na takiej samej zasadzie bohaterami powinni być dla Polaków Adolf Hitler, Heinrich Himmler, Wilhelm Keitel, Hans Frank, Erich Koch i cała reszta gruppenführerów SS, gauleiterów NSDAP i generałów Wehrmachtu. Oni przecież wszyscy walczyli z komunizmem i sowiecką Rosją. Dla dobra ludzkości niewątpliwie. A że przy okazji eksterminowali Żydów i nawet Polaków, to był to tylko „niewielki fragment” ich chwalebnej działalności.

Przyznam, że nie jestem zaskoczony. Śledząc od lat publicystykę kojarzoną zarówno z „obozem niepodległościowym” jak i obozem liberalno-lewicowym spodziewałem się, że prędzej czy później w imię wzniosłej idei walki z Rosją zostanie postawiony postulat afirmacji tego wszystkiego, co wiąże się z imieniem i nazwiskiem Stepana Bandery.

Ta afirmacja ma miejsce nie tylko na poziomie tzw. elit. Weźmy chociażby pod uwagę komentarze na portalu internetowym „Gazety Polskiej” niezależna.pl. 30 sierpnia pod informacją, że minister obrony Ukrainy chce stworzyć ukraiński Smiersz czytamy następującą wypowiedź czytelnika o nicku Bartłomiej: „Ten ukraiński SMIERSZ ma szansę stać się o wiele lepszy od tego radzieckiego z okresu wojny, gdyż wystarczy jak oficyjerowie Smiersza zastosują ino ,,ukraińskie pieszczoty”, to Klientowi natychmiast ,,rury mienknom” i przychodzi mu nieodparta ochota śpiewać jak kanarek na głosy. Pod tym względem talenty Ukraińców są imponujące i nie ulegają żadnej wątpliwości” (pisownia oryginalna). Kto napisał ten komentarz? Czytelnik „Gazety Polskiej”, słuchacz sprzymierzonego z PiS Radia Maryja, uczestnik „miesięcznic smoleńskich”, wyborca PiS? Jakie są horyzonty myślenia tego człowieka? Kto go zatruł podziwem dla imponujących talentów Ukraińców w dziedzinie zbrodni? Redakcja portalu niezależna.pl dopuszczając ten komentarz do publikacji dała do zrozumienia, że zgadza się z jego treścią i przesłaniem.

A kto na Facebooku prowadzi stronę „Prawy Sektor – Polska”? Kim jest niejaka Paulina Wileńska, która napisała (napisał?) tam „Sława Ukrainie, herojam sława, rizaty Lachiw”, a na swoim profilu zamieściła (zamieścił?) m.in. zdjęcie trzech młodych osobników (w tym jednego zamaskowanego) z flagami Ukrainy, Polski (z napisem „Solidarni z Ukrainą”) i Prawego Sektora? Do takiego poziomu doszła już afirmacja banderyzmu w Polsce.

Taka postawa wynika z irracjonalnej nienawiści do Rosji, która jest w Polsce pielęgnowana co najmniej od ćwierćwiecza przez określone siły polityczne, uważające za cnotę wasalstwo wobec USA i UE i nie potrafiące wyjść z kręgu własnego intelektualnego ubóstwa. Wszyscy ci, którzy idą w kierunku afirmacji banderowskiej Ukrainy powinni zechcieć zrozumieć, że wpisują się nie w nurt polityki europejskiej, ale w jej margines. Powinni też wiedzieć, że odbiera im to moralne prawo występowania z ciągłymi pretensjami do Rosji o Katyń.

 

Bohdan Piętka

 

Kategoria: Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *